poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 8


#Rocky
            Daniel był nieprzytomny przez trzy dni. Myślę, że wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, kiedy w końcu otworzył te swoje wielkie niebieskie oczy. Rydel rzuciła mu się na szyję jakby nie widziała go kilka stuleci. Daniel otarł się o śmierć, więc chyba radość w jej oczach była normalna. Ja natomiast wpadłem do Uzdrowiska wściekły i na powitanie przywaliłem mu w twarz. Od tak, żeby pamiętał, ile dla mnie znaczy i, że nie wolno mu zatajać przed nami ran. Najwyraźniej czuł się dobrze, skoro wyskoczył z łóżka i skierował w moją stronę lodowe sople. Przy samej twarz zmienił je w zwykłą wodę. Parsknąłem, wypluwając ją z ust.
            Nie chciał odpuścić wycieczki do Paryża. Riker próbował wszystkiego, żeby zatrzymać go w łóżku. Warknął tylko i przeciął powietrze pazurami. Wilkołaków się nie drażni. Odnotuj to sobie, braciszku, w swoim bestiariuszu. Stanęło na tym, że wybieramy się ja, Rik, Raquelle i Ross. Z niewiadomych nam wtedy powodów, Serena nie chciała „jechać”. Nie zdołała jej przekonać nawet perspektywa pięknej sukni i kosztownej biżuterii.
            - Nie mogę się pojawić w tych czasach – oznajmiła.
            Nie wyglądała na przerażoną, czyli nie to ją powstrzymywało. To było coś innego i nie zamierzała nam wyjawić co.
            Zebraliśmy się w „Sali Dragona”. Ross przyszedł z Laurą. Zrobiłem kwaśną minę. Nie ufałem tej dziewczynie; nikt jej nie ufał. Rozmawiała tylko z Rossem, chodziła ze spuszczoną głową, a na dodatek była jadowitym wężem.
            - Co ona tu robi? – rzuciłem zbyt ostro.
            - Wybiera się z nami – odparł.
            - Nie ma mowy. – Rik spojrzał na niego surowym wzrokiem. – Mogę zabrać tylko trzy osoby. Im więcej, tym gorzej. – Przewracał księgi w poszukiwaniu odpowiedniej daty. Ross świdrował go wzrokiem. – Nie, Ross. Dotarło? Laura musi zostać.
            - Mówisz tak tylko dlatego, że jej nie lubisz! – oburzył się. – Laura z nami idzie!
            - W porządku, Ross. Nie muszę. – Miała więcej rozumu niż on.
            Nie dawał za wygraną. Kłócił się dalej, a Riker udawał, że nie słyszy.
            - 1558 rok. Była już delfiną. – Przekręcał cyferki w chronografie. – Pamiętajcie, by myśleć tylko o niej.
            Skupiliśmy się, a ja przekręciłem klepsydrę. Znów polecieliśmy do tyłu prosto w gwiezdny tunel. Tym razem ustawiłem się tak, że wylądowałem miękko na nogach. I przy okazji złapałem Raquelle. Na chwilę odebrało mi mowę.
            Miała na sobie długą suknię w granatowym kolorze ozdobioną koronkami i drogimi kamieniami. Na szyi leżała wspaniała kolia. Rozpuszczone włosy powiewały lekko na wietrze. Żadnego makijażu, żadnych spodni, żadnych ciasnych koków.
            - Puścisz mnie czy będziesz się gapił jak ciele w malowane wrota? – warknęła, a ja natychmiast zabrałem dłonie z jej talii.
            Byliśmy w zamku, na pewno w zamku. W ciemnym korytarzu z kamiennymi ścianami. To Wersal? Nie byłem pewien. Zawsze wyobrażałem sobie ten zamek jak wspaniałą budowlę całkowicie wykonaną ze złota. Ruszyliśmy w kierunku, z którego dochodziły jakieś głosy.
            - Jaki dziś dzień? – zapytałem brata.
            - Ósmy grudnia, urodziny Mary. Zakładam, że wyprawili niezłą imprezę i będzie nam łatwiej z nią porozmawiać.
            Faktycznie, w zamku aż roiło się od ludzi. Przechodziliśmy obok, licząc, że trafimy do sali balowej. To nie było takie proste. Nie znaliśmy zamku i nie mogliśmy zapytać o drogę. Na końcu milionowego korytarza, w który skręciliśmy, stała dziewczyna. Wydawała się być bardzo młoda. Jednak moją uwagę przykuły jej włosy. Były niemal całkowicie czysto białe. Oczy miała niebieskie. Byłem przekonany, że gdzieś już widziałem podobne. To nie była Mary Królowa Szkocji, ale również nas widziała. Po minie reszty widziałem, że też nie wiedzą, kim jest ta dziewczyna i czemu się do nas uśmiecha.
            - Zaprowadzę was do Mary – powiedziała głosem, który już gdzieś słyszałem. Zmrużyłem oczy i przyglądałem jej się uważnie. Miała naszyjnik z pereł. Środkowa była czarna, reszta biała. Mimo wysiłku, nie udało mi się rozszyfrować, kogo przypomina.
            Weszliśmy do komnaty wykonanej głównie z bursztynu. Na łożu z baldachimem siedziała nastolatka o ciemnych jak noc włosach i oczach. Był przepiękna, ale, rzecz jasna, nie mogła równać się z moją Raquelle. Nie moją, przypomniałem sobie w myślach.
            - Długo kazaliście na siebie czekać. – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Nie mogę znikać na długo, więc przejdę do rzeczy. Następną podróż w czasie odbędziecie ponownie do Paryża i spotkacie się z ówczesną delfiną. Maria Antonina to wasz cel.
            - Maria Antonina?! – wykrzyknąłem podekscytowany.
            Ze wszystkich królowych na świecie ona fascynowała mnie najbardziej. Miała bogatą historię, straszne życie. Choć znaczna większość postrzega ją jako pyszałkowatą królową, prawda była inna. Ludzie nie wiedzą, przez co musiała przejść, aby w końcu zasiąść na tronie, z którego i tak nie miała korzyści. Nie dopuszczano jej do władzy.
            - Tak, właśnie ona. – Pokiwała głową. – Uprzedzając pytanie, które widzę w waszych twarzach. Daenerys jest wyrocznią. Całkiem niedawno połączyłyśmy się ze sobą nicią przyjaźni na śmierć i życie. Towarzyszy mi zawsze i wszędzie, widzi to, co ja.
            Nie mogłem się powstrzymać przed zadaniem nurtującego mnie pytania. Wypaliłem:
            - Wiesz, w jaki sposób umrzesz?
            Mary I Stuart deklarowała się jako katoliczka. Była prawowitą następczynią tronu angielskiego. Wielka kicha, bo głupia, ruda dzida zwana Elżbietą I usiadła na wielkim krześle i zagarnęła władzę. I w tym momencie każdy powinien znienawidzić Anglię. Byłem za Szkocją. Ze względu na to, że Mary była naprawdę super. Sprawdziła się jako królowa Szkotów i Francuzów. A w tamtych czasach Elżbieta powinna być spalona na stosie za swoją niepoprawną wiarę.
Co dalej? Mary chciała ją obalić i wziąć, co jej się należało. We wszystkich aktach jest napisane, że knuła przeciwko kuzynce. Ścięto ją. Elżbieta I ją ścięła. Spróbuj, człowieku, lubić Anglię po czymś takim.
            - Wiem – odparła smutno. – Widziałam własną śmierć. Nie zamierzam nic zmieniać. Po prostu pogodziłam się już z tą myślą.
            - Współczuję – wyszeptała Raquelle. – Lubiłam cię jako królową.
            Mary uśmiechnęła się do niej wdzięcznie i kazała nam się zbierać. Ross chciał ją jeszcze zapytać o kilka rzeczy. Jednym uchem słuchałem Mary, a drugim podsłuchiwałem Rikera. Podeszła do niego Daenerys, była bardzo niska. Położyła mu coś na dłoni.
            - Wyzwól swoją moc, Riker i pozwól mi nią kierować.
            - Yyyy… Dzięki? Tak, ja ten… Spróbuję.
            - Teraz jeszcze tego nie rozumiesz, ale pewnego dnia rozłożysz skrzydła i wylecisz z gniazda. Ale musisz dorosnąć, musisz pocierpieć, musisz być jak feniks.
            Po jego minie widziałem, że w ogóle nie ogarnia, o co chodzi białowłosej. Była dziwna. Ładna, ale tajemnicza. Raquelle od razu mówiła, co jej leży na sercu. Zastrzegała, że go nie ma. Bzdura. Pochodziła od Afrodyty, miała ogromne serce bijące tylko dla jednej osoby i to ja chciałem być tą osobą.
            - Idziemy? – Raq położyła mi dłoń na ramieniu i niemal natychmiast ją zabrała.
            - Tak, tak, już. Rik?
            - Yhym – mruknął.
            Ustawiliśmy się na jednej linii, a wyrocznie popchnęły nas w gwiezdny wir.

#Jace
            Przyszedłem idealnie. Akurat skoczyli i wylądowali w Sali Dragona. Na środku ustawiłem metalową wannę i napełniłem ją wodą z kostkami lodu. Ściągnąłem też Daniela, chociaż na początku się opierał. Dopiero, kiedy wyjaśniłem, co chcę zrobić, zgodził się ze mną pójść. Nadal mi nie ufał i był negatywnie nastawiony. Myślę, że jego niechęć zmalała odrobinę głównie dzięki Rikerowi. Dogadywałem się z nim świetnie, wprowadzał mnie do ich paczki, a Daniel musiał to zaakceptować, bo zależało mu na Lynchach i reszcie.
            To nie był do końca dobry pomysł i wiedziałem, że bardzo ryzykuję. Ale nie można było czekać w nieskończoność. Ojciec ogłosił, że za kilka dni odbędzie się bal kostiumowy. Pomysł wzięty z kosmosu. Czułem, że w ten sposób chcą odwrócić naszą uwagę od narastających problemów i spięć między Olimpijczykami. Coś się szykowało. Nadchodziła wojna, a przynajmniej bitwa. Była jak chmura gradowa nadciągająca nad Olimp.
            Byliśmy już wszyscy, więc zacząłem objaśniać mój plan.
            - Zmiana żywiołu nie jest prosta, ale wykonalna. Musimy tylko pokazać, że woda nie jest dla ciebie bezpieczna. Zanurzymy cię w wodzie i poczekamy aż zaczniesz zamarzać, krew przestanie krążyć. Będziesz na skraju życia, znowu. Jeśli coś pójdzie nie tak, wyciągniemy cię – mówiłem, patrząc bratu w oczy. – Rydel, pomożesz mi. Trzeba będzie działaś szybko. Woda zaleje mi płuca, wyciągniemy ją, gdy już będzie po wszystkim. – Pokiwała głową, a ja przeniosłem wzrok na jej braci. – Wy musicie go trzymać. Nie wiem, jak zareaguje.
            Pierwszy krok był dla Dana najgorszy. Ściągnął koszulkę i wypuścił powietrze. Wanna po brzegi wypełniona wodą i lodem nie zachęcała do kąpieli. Patrzył przez chwilę w taflę, ale odważył się.
            - Cholera! – wrzasnął po zanurzeniu jednej nogi. – Zimna!
            Dygotał. Widziałem po jego minie, że walczy sam ze sobą, by usiąść. Ale zrobił to. Rocky i Riker złapali go mocno i wepchnęli pod wodę. Szamotał się, wyrywał. Krzyknął. Wtedy woda wpadła do jego płuc. Topił się, a oni nadal go trzymali, choć w oczach mieli strach. Ostatkami sił próbował wyczarować bąbel wodny, który pozwalał na oddychanie pod wodą. Rocky złapał go za dłoń i przysmażył. Nagle woda zaczęła parować. Daniel się nie ruszał.
            - Wyciągnijcie go!
            Jednym sprawnym ruchem wyciągnęli go i ułożyli na posadzce. Wraz z Delly zaczęliśmy wyciągać wodę z jego płuc, a Riker osuszał ciało.
            Daniel gwałtownie nabrał powietrza.
            - Udało się?
            Nie pytał o swój stan zdrowia. Widocznie bardzo zależało mu na władaniu ogniem. Ale ja nie wiedziałem, czy się udało. Wzruszyłem ramionami. Otworzył dłoń i gapił się na nią tak długo aż buchnął z niej pomarańczowy płomień. W oczach błysnęły mu iskierki szczęścia, a twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
            - Jesteś najlepszy!
            Nie spodziewałem się takiej reakcji. Przytulił mnie, a następnie pobiegł na ślepo rzucając ogniste kule. Poczułem w sercu przyjemne ciepło. Mój brat chyba w końcu mnie zaakceptował, a co więcej był szczęśliwi. Dzięki mnie.
 
~*~
Cześć, półbogowie!
Wyjątkowo krótki ten rozdział, ale nie będę się rozpisywać. Myślę, że wiecie dlaczego.
Ten rozdział jest ważny. Tak naprawdę, jeśli ktoś przeczytał go uważnie, to już wie... Wiele rzeczy o Rikerze. ;)
Ciekawostka 1: Jestę Sienkiewiczę. Wrzucam Wam tu fakty historyczne o królowych.
Ciekawostka 2: Potrzeba odwagi, żeby czytać moje wypociny. Potrzeba też odwagi, aby je komentować.
Pozdrawiam odważnych herosów!
xoxo
~Liv~


3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Doba Ania spokojnie co z tego że poprzedni komentarz, na pół strony, usunął ci się po raz trzeci, spokojnie oddychaj. Napiszesz czwarty. :)
    No heej Liv! - pisze to samo....znowu.
    Piszę z tak znienawidzonej przez ciebie, w tym rozdziale, Anglii. Nie no fajnie jest, xD Dzięki twojej wskazówce, co do dokładnego czytania rozdziału, to przeczytałam te trzy razy jak nie więcej.
    Co do rozdziału, mój mózg produkuję już setki najróżniejszych, teorii i scenariuszy. Pierwsze co mnie nurtuję to wątek Sereny. Mam taką myśl, że Serena w jakikolwiek sposób może być spokrewniona z Daenerys ( mam nadzieję, że dobrze to piszę) Bo wiesz po tobie to nigdy nic nie wiadomo, może to być jej pra pra babka, ale matka też może być. Tak mi coś ten moment przy pierwszym spotkaniu Daenerys to podsuną.
    Dalej, Rik ma bestiariusz... ciekawe...co to może znaczyć? Może, że będzie jakaś walka z potworem, mitycznym stworzeniem, sama nie wiem. Jeszcze mam takie podejrzenie, że Rik skubnął bestiariusz z archiwów Ateny. I w ogóle to poysł z tym całkiem fajny. aaaaaa! Pająk w pokoju! O fuuuu, aaaaa jaki wielki, pomocy, nienawidzę tego robactwa... o fu jaki obrzydliwy! ( nie krzycz Ania bo obudzisz Mateusza i Ole i Pawła, a oni mają na rano do pracy) Dobra próbowałam go zabić butelką wody... nie wyszło zwiał pod materac, teraz przynajmniej mam pewność że nie zasnę. ale dobra na razie go nie widać, wróćmy do rozdziału. Co blondyneczka mogła dać Rikowi? Żeby zapewne nie było zbyt prosto to dałaś coś czego nikt się nie spodziewa, więc strzelam,że perłę. Tę co miała w naszyjniku.
    Zaangażowałam się i wygóglałam coś, że perły są lecznicze i legendy głoszą, że perła to łza anioła...ciekawe.
    No ale wizę, że układa nam się tu ciekawa historyjka. potwór z bestiariusza atakuję, ktoś prawie umiera przez Rakell, ale Rik "Wyzwól swoją moc, Riker i pozwól mi nią kierować."(przyznaję, że sama nie kumam tego fragmentu) No w każdym bądź razie wyzwala swoją moc i za pomocą czarnej perły ratuje mu życie, i żyją długo i szczęśliwie...koniec. Zapewne bardzo mija się to z prawdą, ale mniejsza o to i tak już mój mózg mało kontaktuje po dzisiejszym popołudniu spędzonym na korcie tenisowym. Przegrałyśmy z Olą i jako nagrodę da Pawła miałyśmy go zanieść na baranach do domu, potem stwierdziłyśmy że ja wezmę za nogi Ola za ręce i chociaż przez park go przeniesiemy. Ale nie Ola się tak śmiała, że dostała czkawki i za ch** nie mogłyśmy go podnieść. Na koniec stwierdziliśmy, że on sam sobie coś wybierze, ale o czym ja gadam.
    Rozdział króciutki, ale wybaczam bo jest perspektywa Rockyiego i jest Rockuelle!!! Ajm wery hapi!:D I jeszcze jedno pytanie, dlaczego Daniel chciał zmienić swój żywioł? wda już mu nie pasi??
    CZekam z utęsknieniem na kontynuajszyn i odpowiedź na moje wciąż nurtujące mnie pytania. Mam nadzieję, że długi wyjdzie ten komentarz. xD Do napisania kochana!
    I przepraszam za jakiekolwiek błędy.
    PS. Jeśli ktoś z was ma może ochotę poczytać mojego bloga to zapraszam na trixiee-angel-story.blogspot.com. Może ktoś wpadnie i poczyta. Zapraszam!

    ~Trixiee :*

    OdpowiedzUsuń
  3. NADRABIAM! JAK PRZECZYTAM OSTATNIE ROZDZIAŁY POWRÓCĘ Z KOMENTARZEM, KTÓRY MA SENS. XD

    OdpowiedzUsuń