czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 7

Z dedykacją dla Anuleńki mojej najdroższej, 
która zagląda mi przez ramię. Wspierała mnie dziś dzielnie, kiedy skoczyło mi ciśnienie. Low ju są macz. <3
~*~
#Ellington
            Nie poszliśmy na lekcje. Ja i Rydel zostaliśmy w Uzdrowisku przy łóżku Daniela i czuwaliśmy, by nic mu się nie stało. Nasz plan polegał na tym, że jeśli coś zacznie się z nim dziać, ja pobiegnę po Apolla, a ona będzie krzyczeć. Ale Daniel leżał najspokojniej w świecie podłączony do kilku ustrojstw. Żadne nie pikało, żadne nie brzęczało. Wzruszyłem ramionami. Pic na wodę, żeby nie było, że nic tu nie robią. Ale zrobili. Dużo zrobili. Jak zwykle wieść rozniosła się po całym Olimpie. Wielki Dzeus, który budzi postrach, zszedł ze swego niebiańskiego tronu i przegonił śmierć od jednego z bękartów własnego syna. To był piękny, ludzki gest ze strony Wielkiej Trójki.
            Rydel martwiła się za czterech. Oznajmiła, że nie opuści Uzdrowiska, dopóki Daniel nie otworzy oczu. Głaskała go po głowie i powtarzała, że to jej mały braciszek. Nie próbowałem uświadamiać jej, że ten „mały braciszek” ma prawie dwa metry. Wykapany Posejdon.
            W przeciwieństwie do Rydel, Rocky i Riker chodzili nabuzowani, a Ross z miną winowajcy. Żaden z nich nie mógł sobie wybaczyć, że nie sprawdził, czy z resztą wszystko w porządku. Tylko Ross miał wyrzuty w innym sensie. On czuł się winny „prawieśmierci” Daniela. Próbowaliśmy coś od niego wyciągnąć, ale okazało się, że nie pamięta, jak dostał się w ręce czarownic. Atena przeszukiwała jego umysł. Ostatnie wspomnienie to kupowanie rzemyka z zawieszonym na nim kluczem. Potem była ciemność.
            Nudziłem się. Siedziałem na twardym, metalowym, obrotowym krześle i machałem nogami. W pewnym momencie przypomniałem sobie o swojej umiejętności. Powietrze było wszędzie, a to oznaczało, że moje zmysły również mogły być wszędzie. Siedziałem w jednym miejscu, a mogłem widzieć coś, co było na drugim końcu miasta. Dlatego to zawsze ja sprawdzałem, czy kolejka fanów po autograf zmniejszyła się. Potem nauczyłem tego Rossa.
Teraz postanowiłem sprawdzić, czy ktoś kręci się po korytarzach szkoły. Sprawdzałem każdy najmniejszy zakamarek. Aż zobaczyłem coś, czego zobaczyć nie powinienem.
            - Um, Rydel?
            - Tak?
            - Jesteś jeszcze z Peterem?
            - Tak. Bo co? – Odpowiadała cicho i niechętnie, cały czas patrząc w zamknięte oczy Daniela.
         - A gdybym ci powiedział, że on właśnie… - Zawahałem się. Nie wiedziałem, czy powinienem bardziej ją dołować. Ale lepiej żyć z prawdą, a nie w kłamstwie. – Bo Peter właśnie mizia się z Giną w laboratorium. O, nie, fuj. Wychodzę.
Wzrok wrócił do właściwego miejsca. Blondynka patrzyła na mnie zaskoczona. Następnie na jej twarzy wymalowana się wściekłość. Ale nie była zbytnio rozczarowana. Była tylko zdziwiona, że dowiedziałem się tego za pomocą magii. Popatrzyłem na nią pytającym wzrokiem. Wiedziała albo podejrzewała, że ją zdradza. To właśnie mówiła jej mina.
- Ostatnio często znikał. Czasem bez słowa, czasem miał jakąś głupią wymówkę. To było pewne, że ta idiotka zwiedzie go prędzej czy później – powiedziała głosem wypranym z emocji. Zrobiło mi się jej szkoda i chyba było to po mnie widać. – Jest w porządku, Ellington, naprawdę. Możesz powiedzieć, że zasługiwałam na kogoś lepszego. Wiem, że chcesz.
- Zasługiwałaś na kogoś lepszego. - Pokiwałem głową. – Na przykład na…
- Na kogo?
Wbiła we mnie czekoladowe oczy, a ja głośno przełknąłem ślinę. Jej twarz była tak blisko mojej, siedziała na krześle obok mnie. Włosy delikatnie przysłaniały jej śliczną twarz. Czułem nieodpartą pokusę, by zgarnąć jej za ucho. Nie wiem, kiedy moja dłoń powędrowała do jej policzka. Pogładziłem go kciukiem. Był delikatnie zaróżowiony, rumieniła się. Uniosłem kąciki ust. Wsunąłem dłoń w jej włosy i przyciągnąłem ją do siebie ostrożnie. Chyba nie myślałem za wiele w tamtym momencie. Po prostu zrobiłem to, co podpowiadały rozum i serce. Pierwszy raz zgodne. Złączyłem nasze wargi. Jej smakowały słodkimi czereśniami. Były zimne, więc wspaniałomyślnie postanowiłem rozgrzać je swoimi, coraz bardziej wczuwając się klimat. Gratulowałem sam sobie. Całuję się z przyjaciółką, która jeszcze oficjalnie nie zerwała ze swoim chłopakiem nad łóżkiem przyjaciela, który być może nie dożyje następnego dnia, i który nie przepada za mną, bo buja się w Rydel i widzi we mnie zagrożenie, którym jak się okazuje – faktycznie jestem. Brawo, Ell, brawo. Jesteś świetnym przyjacielem, naprawdę. Choć karciłem samego siebie w myślach, nie przerywałem pocałunku. Gorzej. Przenieśliśmy się na szpitalne łóżko. Zawisłem nad dziewczyną na łokciach i ponownie wpatrywałem się w jej cudowne oczy. Nachyliłem się. Przygryzłem jej dolną wargę i pociągnąłem. Następnie zszedłem na szyję. Całowałem delikatnie. Wiedziałem, że ma tu łaskotki. Pojękiwała cicho i wiła się pode mną. Nie przestawałem. Aż w końcu sama odzyskała świadomość. Odepchnęła mnie mocno i gwałtownie.
                    - Co my robimy, Ellington! – To nie było pytanie. Zakryła usta dłonią i pokręciła głową.
                    - Odgrywamy się na twoim eks?
                Zastanawiała się chwilę. Analizowała. I doszła do wniosku, że jej to odpowiada. Tak myślę, skoro na powrót przywarła do mnie.
              Niestety musieliśmy przerwać. Usłyszeliśmy stukot butów o marmur. Ktoś zbliżał się do Uzdrowiska. Schowaliśmy się pod jedno z łóżek. Były na tyle szerokie, że mieściliśmy się tam oboje. Dodatkowo wyczarowałem Mgłę i otoczyłem nas nią. Mgła była niewidoczna i sprawiała, że ktoś, kto jej używał również stawał się niewidoczny.
                   Do pomieszczenia wszedł na pewno chłopak, poznałem po złotych rzymiankach i białej todze. Boginie lubowały się w białych sukniach do ziemi. Wychyliliśmy się trochę bardziej. Złote włosy. Apollon. Zmarszczyłem brwi. Po co przyszedł? To był dziwny bóg. Niby dobry, kochany, miły, pomocny i troszczący się o innych. Ale Apollon miał też drugą stronę. Ciemną stronę i nigdy nie można mu było ufać w stu procentach. Zbliżył się do Daniela. Wyciągnął zza pasa diamentowy sztylet z rękojeścią wysadzaną szafirami. Rydel złapała mnie kurczowo za rękę, wbijała mi paznokcie. Obawiała się najgorszego. Bóg podciął sobie żyły na prawym nadgarstku. To samo zrobił z nadgarstkiem Daniela. Złapał nieprzytomnego za rękę, tak że ich rany łączyły się. Złocisty ichor – święta krew bogów – spływała prosto w żyły Daniela.
                  - Proszę, Daniel – Fojbos mówił szeptem – obudź się już.
Delly nie wytrzymała. Wyczołgała się spod łóżka i stanęła za bogiem. Jednak nadal otaczała ją Mgła. Rozmyłem ją dopiero, gdy stanąłem przy niej.
                - Co robisz? – zapytała ostrym głosem, ale on nawet się nie odwrócił.
              - Przywracam go do życia. Ojciec zabrał tylko śmierć, nie dał mu życia. A przynajmniej nie w takim sensie, jak wam się wydaje. Właściwie nie uratował go. Pozostawił jako roślinę. Być może Daniel obudziłby się pewnego dnia, ale ja chcę, żeby to było jak najszybciej.
              - Dlaczego?
              - Bo to mój chrześniak, okay? – Zacisnął zęby. – Enyalios go kocha i bardzo mu na nim zależy, a mi zależy na bracie. I na Rikerze – dodał już zupełnie cicho.
              - Na Rikerze?
             - Na was wszystkich. Jesteście cholernie zdolnymi dzieciakami. W dodatku cenicie sobie przyjaźń. Nie chcę, żeby któreś z was wpadło w depresję z tak błahego powodu. Dlatego wymieniam się krwią z Danielem. Oddaję mu siłę, której nie zapewni mu ambrozja.
              - Czy to będzie miało jakieś skutki uboczne? – Musiałem zadać to pytanie.
            - Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Będzie żył dłużej? Będzie wolniej się starzał? Będzie silniejszy? Wzmocni to jego moce? Nie mam pojęcia. Pierwszy raz coś takiego robię.
             - Nigdy nie ratowałeś własnego dziecka?
Wstał i uzdrowił ranę na nadgarstku Dana.
             - Nie szanuję ich, nie zależy mi na nich.
             - Dlaczego? – Rydel miała w głowie dużo pytań zaczynających się od tego słowa.
             - Bo nie mam szacunku dla samego siebie.
             Popatrzył na nas smutnym wzrokiem i wyszedł.

#Raquelle
            Oficjalnie nigdy tego nie powiem, ale cieszyłam się jak dziecko z lizaka, kiedy Riker złapał mnie na szkolnym korytarzu i zaproponował, żebym po południu razem z nim i Rocky’m przeniosła się w czasie i odnalazła hinduską księżniczkę.
            Dzień wcześniej Riker i Jace poszli do Ateny pod stałym pretekstem posprzątania najgłębszych i najstarszych zakamarków archiwum. Bogini zgodziła się na to bez wahania. Chłopcy odnaleźli księgę, w której zapisywała wszystkie swoje mniej lub bardziej zrealizowane projekty. Tam wyszukali projekt z 1993 roku o nazwie „chronograf”. Przetrząsnęli archiwum i wszystkie rupieciarnie Ateny aż odnaleźli małą klepsydrę z wbudowanym urządzonkiem, które zwykle jest w walizkach, a kod zawsze jest ten sam – zero, zero, zero. Tylko te było dłuższe i nie odblokowywało ukrytej zawartości. Służyło do ustawiania daty.
            Rik miał niesamowitą pamięć. Przez pięć minut przyglądał się klepsydrze, aż zapamiętał każdy jej najdrobniejszy szczegół. Wtedy zabrał Rossa i pobiegł do piwnic. Przedostali się do czarownicy tak samo, jak ostatnim razem. Dwoma palcami dotknęła jego głowy i uśmiechnęła się z uznaniem. Wypowiedziała kilka dziwnych słów w jakimś starym, wymarłym języku, wywinęła trochę dłońmi. Najwyraźniej takie coś działało, bo zmaterializował się przed nią dokładnie taki sam chronograf. Teraz trzeba było tylko sprawdzić, czy działa. Nie przeszkadzało mi, że będę królikiem doświadczalnym. Lubiłam ryzykować.
            Umówiliśmy się w sali, w której ćwiczyliśmy żywioły. Znaczy, oni ćwiczyli. Ja i Serena uczyłyśmy ich kontroli nad ziemią. Nie mieliśmy pojęcia, który rok ustawić. Mieliśmy tylko kilka informacji o niej z podręcznika. Była to hinduska księżniczka imieniem Parvati. Bardzo wcześnie wydano ją za mąż, przez co na początku cierpiała, ale ostatecznie przekonała się do swojego męża i zaczęła żyć z nim normalnie. I nawet nie załączyli zdjęcia. Oznaczało to bieganie po zamku i pytanie, czy ktoś widział księżniczkę.
            - Jeszcze możecie się wycofać – oznajmił blondyn. – Mogę iść sam, naprawdę.
            - Mowy nie ma! – wykrzyknął Rocky. – Nie przepuściłbym okazji na taką przygodę.
            Riker uśmiechnął się do nas. W tym uśmiechu kryło się podziękowanie za wsparcie. Odwzajemniłam gest. Ustawiliśmy datę pi razy drzwi i czekaliśmy na dalsze zdarzenia. Problem w tym, że nic się nie działo. Gapiliśmy się przez chwilę na klepsydrę. Nic. Rocky popukał w szklaną obudowę, obejrzał ją z każdej strony, postawił do góry nogami. Poczułam mocne szarpnięcie do tyłu. Wpadaliśmy w jakiś gwiezdny tunel. Po krótkiej chwili cała nasza trójka wylądowała na piaszczystej glebie przed wielką bramą.
            - Ale skwar – rzucił Rocky, co upewniło mnie, że żyje.
            Wstałam z kolan i otrzepałam… To nie były moje ulubione białe rurki. Miałam na sobie prawdziwe sari. Pisnęłam przerażona. Kolorowa spódnica dotykała ziemi. Poza tym miałam na sobie tylko krótki top ledwie zasłaniający biust i prawie przezroczystą płachtę zaczepioną na głowie. Chłopcy mieli jakieś dziwaczne szerokie spodnie i koszule.
            - Kiedyś chciałem występować w cyrku, ale bez jaj. Człowiek się zmienia i jego marzenia też – jęknął szatyn, a ja parsknęłam śmiechem.
            - Cieszcie się. Przynajmniej nikt nie rozpozna, że jesteśmy z innej epoki. Nie wywołamy paniki.
            - Łatwo ci mówić, Rik, bo to nie ty masz na sobie miniaturkową bluzkę i nagi brzuch. – Położyłam ręce na biodrach.
            - Jak dla mnie jest sexy. – Rocky nie byłby Rocky’m, gdyby nie powiedział czegoś w tym stylu.
            Obrzuciłam go lodowatym spojrzeniem i ruszyłam za Rikerem, który już sobie poszedł. Szliśmy do bramy, przed którą stało dwóch strażników. Nie zatrzymali nas, nawet nie popatrzyli. Nie żebym w tamtym, jakże żenującym, momencie pragnęła czyjejś uwagi. Wystarczył mi zboczeniec przygryzający wargę i robiący „brewki”. Jestem pewna, że idąc za mną, gapił się tam, gdzie nie powinien. Od przodu nie wyglądałam lepiej. Westchnęłam.
            Spokojnie przeszliśmy przez bramę i kierowaliśmy się do pałacu przed nami. Po drodze rozglądałam się po mieście. Czy to prawdziwe Indie? Ludzie nie wyglądali na smutnych, chorych, głodnych. Uśmiechali się. Kupcy zachęcali do kupowania towarów, miasto tętniło życiem. Miasto. Ale jakie?
            - Co to za miasto? – Złapałam blondyna za ramię.
            - Nie istnieje w naszych czasach, jeśli o to ci chodzi. Nazywało się Mechumbich, czy jakoś tak. Było ówczesną stolicą. Ładnie tu, prawda?
            Przytaknęłam ruchem głowy.
            Pod pałacem było to samo. Nikt nie zwrócił na nas uwagi. Straż nie zareagowała, gdy przeszliśmy obok nich. A przecież szliśmy, jak mniemałby każdy, przed oblicze ich króla. Nie sądziłam, żeby był on tak łatwo dostępny dla poddanych, ale mogłam się mylić. Próbowaliśmy zapytać służbę, gdzie możemy spotkać księżniczkę, ale oni mijali nas bez słowa. Dotarło do mnie, że nikt nas nie widzi, nie słyszy, nie czuje. Byliśmy tu, ale nie mogliśmy zmieniać biegu wydarzeń. Wtedy spanikowałam po raz pierwszy. Jak porozmawiamy z księżniczką, skoro nas nie zobaczy i nie usłyszy? Czy to oznacza, że będziemy musieli znaleźć magiczny sposób na pojawienie się tu naprawdę, a tym samym marnowanie cennego czasu? Odpowiedź dostałam szybciej niż sądziłam.
            - Wreszcie przybyliście.
            Głos miała spokojny. Otulał swą łagodnością i sprawiał, że miało się ochotę słuchać jej opowieści w nieskończoność. Zastanawiałam się, czy taki wzrost, a raczej jego brak, był normą w tamtych czasach? Była naprawdę niska. Miała długie czarne włosy ukryte pod chustą podobną do mojej. Jej oczy były najwspanialsze. Były duże i stalowo niebieskie. Poczułam ukłucie w sercu, ponieważ przypominały mi oczy Daniela. Ale jego miały więcej blasku.
            Parvati poprowadziła nas do komnaty. Zamarłam z zachwytu. Wszystko było złote, wysadzane drogimi kamieniami, błyszczało. Bałam się dotknąć czegokolwiek, aby nie stłuc przypadkiem jakiejś drogocennej wazy.
            - Cieszę się, że tu dotarliście.
            - Dlaczego tylko ty nas widzisz? – zapytałam.
            - Bo nie jesteście bogami. Półbogom nie wolno zmieniać historii, chyba że mają na to pozwolenie.
            - Ile ty masz lat? – Rocky lustrował ją wzrokiem od stóp do głów.
            - Jeśli chodzi ci o to, czy nadal przepowiadam, to tak, jeszcze jestem wyrocznią. – Skrzyżowała ręce na piersi.
            - Wieź mi coś przepowiedz. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
            - To tak nie działa!
            Księżniczka podeszła do toaletki. Otworzyła stojącą tam szkatułkę i wyjęła z niej medalion z swastyką – hinduskim symbolem szczęścia. Chyba chciała zawiesić go Rocky’emu na szyi, ale nie dosięgała. Westchnęła i wcisnęła mu go w dłoń.
            - Miej go zawsze przy sobie. Przyniesie ci szczęście i wzmocni umiejętność władania mieczami.
            - Skąd wiesz, że ja…?
            - Miałam wizję twoich narodzin. – Szatyn wytrzeszczył oczy, ale Parvati nie powiedziała nic więcej. Zwróciła się do Rikera. – Pamiętaj, że w każdą podróż możesz zabrać maksymalnie cztery osoby. Im mniej, tym mniejsze zagrożenie. Następną wyrocznią, którą musicie odwiedzić jest Mary Królowa Szkocji. Radziłabym szukać jej na dworze francuskim przed ślubem z Francisem.
            - Jak w ogóle działa chronograf? Skąd wiedział, że chcemy trafić do Indii?
            - Nie pomyśleliście o mnie?!
            - Oczywiście, że pomyśleliśmy – zapewnił blondyn.
            - Tak właśnie działa chronograf. Ustawiacie datę, reszta to kwestia umysłu. Musicie myśleć o konkretnej osobie lub miejscu. Idźcie już.
            Wtedy nas olśniło. Nie mieliśmy ze sobą chronografu, nie wiedzieliśmy, jak wrócić. Na szczęcie Parvati wiedziała. Popchnęła Rikera do tyłu, ale zamiast upaść, zniknął wchłonięty przez powietrze. Potem zrobiła to z Rocky’m, gdy znikał, krzyknęła za nim:
            - Znasz już swoją żonę, a syna nazwiesz Isaac!
            - Ja nie chcę znać przyszłości. – Uniosłam ręce do góry. – Lubię mieć świadomość, że każdy dzień może być tym ostatnim.
            - Jesteś dziwna, ale ładnie ci w tych kolorach.
            - To ile masz lat? - Drugie podejście.
            - Idź sobie. Nie odpowiadam na prywatne pytania. – Oburzyła się. – Aha, Raquelle?
            - Tak?
            - Ktoś umrze z twojego powodu. Wybacz, musiałam ci to powiedzieć.
            Będę musiała żyć ze świadomością, że ktoś przeze mnie umrze. Dziękuję, Parvati.
~*~
Witajcie, moi kochani Herosi!
Jak Wam się podoba rozdział? Co sądzicie o Rydel i Ellingtonie?
Jak nie dam ciekawostki to zwracajcie mi uwagę. Czasem zapominam. XD
Ciekawostka: Nie mam pojęcia, czy istniała taka księżniczka, nie mam pojęcia, czy istniało takie miasto. Wyobraźnia musi działać. XD
  xoxo
~Liv~

3 komentarze:

  1. Woww! Naprawdę super. Niespodziewałam się, że ktoś połączy Starożytną Grecję z zespołem pochodzącym z XXI wieku. To zestawienie może wydawać się szokujące, ale z dalszym czytaniem naprawdę wciąga. :)

    Zapraszam również do mnie na konkurs i nie tylko. Mam nadzieję, że wpadniesz, bo dopiero zaczynam ;** :
    http://r5-funclub.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Mały dwumetrowy braciszek xD
    Skąd ja to znam?
    I Rydellington :3
    Jakoś byłam pewna, że tym razem sobie to odpuścisz, ale na szczęście się pomyliłam.
    Apollo nie ma do siebie szacunku?
    Ciekawe...
    Ale pięknie to zabrzmiało.
    Miałam ochotę pójść i go przytulić :3
    Mówiłam już, że uwielbiam Apolla?
    Zarówno tego Twojego jak i "prawdziwego".
    Mary!
    Już nie mogę się jej doczekać :D
    A ta przepowiednia dla Raquelle...
    Niby oklepany motyw, ale za każdym razem można stworzyć go w inny sposób.
    Rozdział świetny.
    Pozdrawiam
    Lexy-chan aka onee-sama

    OdpowiedzUsuń
  3. Siems Liv!
    Wiem, że to bardzo brzydko komentować tak późno i bardzo mi wstyd, że ty nad goniłaś już z siódmym rozdziałem, a to dopiero mój pierwszy komentarz, naprawdę ale znasz moje powody. xD Jednak nie martw się, postaram się to nadrobić, soo zacznijmy od bohaterów. xD Daniel Isaac Lahey... znam go! znam go! xD Patrząc na to, że chciałaś dodać tu Liama ( mojego męża) i go dednąć, to powinnam się odegrać i napisać, że Apollo to czubek, że go ratuję ( A niech umiera!) Ale po dłuższych przemyśleniach stwierdzam, że będę Fajna i tak nie napiszę. Soo jej on jest fajny, aj lajk szi...hi? Dalej. Mówiłam ci już, że Rakel jest Fajna. nawet bardzo... Lubie ją. aaa! nie wytrzymie... niech ona będzie z Rockym... niech się już kissają! Dobra, już jest okey xD Żywioły hmm niech ja się zastanowię... kojarzy mi się to z pewną bajką ( tytułu nie wymienię, żeby nie robić wiochy) i z Mystery, dlacemu Rik znów ma wszystkie najfajniejsze zabawki, a Rocky to już nie? No trudno się mówi. Co do twojego ostatniego jęczenia, że nikt nie publikuję swoich domysłów co do tej historii, to więc ja myślę, że Rock i Rakell się wreszcie pobiorą i będą, żyć długo i szczęśliwie z trójką słodkich dzieciaczków. xD Więc wiesz, tak ten, nie zabijaj jej! :D Stawiam także, że Ross zerwie całkowicie kontakt z tą Marano i więcej się już nie spotkają. :D No i jeszcze że Daniel poczuje nagłą i niekontrolowaną potrzebę spiknąć się z Rydel i też urodzi im się tuźiń dzieciów! Takie tam moje przemyślenia. Co do tego twojego szatańskiego knowania nad losem tych biednych bohaterów...proszę nie rób im zbyt dużej krzywdy. Ładnie proszę. Nom i wreszcie w sprawię rozdziału. (mam nadzieję, że ten kom wyjdzie na dłuuugi) Aaaa Rydelington, o matko to było słodkie i tak na marginesie Piter to świnia, Jak to słodko wyszło, naprawdę, kurcze ładnie się całowali, nie wspominając, że zamiast czuwać nad umierającym Danielem, oni obmacywali się na łóżku obok, to naprawdę podobał mi się ten pocałunek, mam nadzieję, że będzie więcej! hahaha Rakell + Rocky + brewki = Leże na podłodze, tarzając cię po wykładzinie ze śmiechu. Po prostu kocham tę scenkę, naprawdę. :D Parvati- kojarzy mi się z Harrym Potterem. xD W ogóle to całkiem zmyślnie z tą hinduską księżniczką. mhmm :) I te wyrocznie, a i zapomniałam... jak mogłaś torturować Rossa, nie masz uczuć! nie no fajnie to wyszło i w ogóle, Rik i jego woda plus jeszcze Daniel. Porażający rozdział. ( ocieram pot z czoła ) ale się zmęczyłam tym komentarzem. Rozdziały są świetne i prawdę mówiąc mogła byś pociągnąć teo bloga jak Always. :) A i tak apropo ludziska to właśnie Ania czytała po kryjomu spojlery i to Właśnie Ania dostała takie fajnie ( pominę to że krótkie i nie wyczerpujące) dedykacje na początku. Tak Liv będę się tym chwalić! :)
    Okey stwierdzam, że ten komentarz zaspokoi twoje wewnętrzne pragnienie komentarzy. Więc zostawiam ci te linijki i błędy do czytania, pozdrawiam i życzę weny! Do napisania!
    ~Trixiee

    OdpowiedzUsuń