sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 5



#Serena
            Tydzień wystarczył, by wieść o tym, że Daniel ma brata od tej samej matki i tego samego ojca, obiegła cały Olimp. Oczywiście nikt nie robił kąśliwych uwag na ten temat. Po prostu rzadko się zdarzało, by bóg spał dwa razy z jedną kobietą. Ares potwierdził słowa Jace’a, a Dan się wściekł. Nadal nikt nie wie, czy próbował popełnić samobójstwo czy tak wyszło. Fakt jest taki, że próbował dokonać pełnej przemiany w wilka. Kości zaczęły pękać, a skóra rozrywać się. Na całe swoje szczęście krzyczał przy tym wystarczająco głośno. Usłyszała go Raquelle i sprowadziła Bliźnięta. Warto wspomnieć, że kiedy zdołali powstrzymać go od przemiany i poskładać, Artemida uderzyła go kilkakrotnie w twarz, dobitnie mówiąc, że ma więcej tego nie robić.
            Danielowi chodziło przede wszystkim o kłamstwa. Nikt nie powiadomił go, kim jest, a teraz spadła na niego informacja o starszym bracie, który ma być jego prywatnym ochroniarzem. Coś zaczynało się dziać, wszyscy to wyczuwaliśmy. Z pewnością chodziło o pradawną przepowiednię Kasandry Trojańskiej o buncie czarownic. Byłam zdania, że czarownice mają prawo do zemsty za krzywdy wyrządzone im w średniowieczu, ale też nie mogą winić za to bogów. Był to czas, kiedy oddalili się od ludzi, zresztą z wzajemnością. Czarownicom chodziło też o ukaranie Kirke – ich królowej.
            Wszystko zaczęło się od Uranosa, czyli Nieba. Dzieci, które miał z Gają, czyli Ziemią, odrażały go. Bał się utraty tronu, toteż zrzucał tytanów w otchłań Hadesu. Gaja, jak to matka, kochała swoje dzieci i nie mogła przeboleć ich straty. Uwolniła tytanów, a dla swojego ukochanego syna Kronosa przygotowała specjalny sierp, dzięki któremu Kronos okaleczył ojca i przejął tron. Ożenił się z tytanidą Reą. Nie był lepszy od ojca. Pożerał swoje dzieci w obawie, że któreś może okazać się równie zdradliwe, co on sam. Rea ukryła przed nim najmłodszego syna. Dzeus. Kiedy dorósł uwolnił tytanów i wraz z ich pomocą, strącił Kronosa z niebiańskiego tronu prosto w najczarniejszą otchłań. Również on bał się tytanów. Części pozwolił zostać, część zesłał do pracy w wulkanach, by kuli dla niego pioruny, część zatrudnił jako budowniczych, tych, którym nie ufał najbardziej, ponownie strącił do Tartaru. Tak zakończyła się tytanomachia. Szczęście nie trwało długo. Gaja była przychylna bogom, ale skoro i oni źle potraktowali jej dzieci, chciała zemsty. Zrodziła gigantów, stwory opisywane w najobrzydliwszy sposób. Przyłączyli się do nich niektórzy ocalali tytani, jak Nyks – Pani Nocy oraz Kirke i jej potomkinie. Rozpoczęła się kolejna walka. Najgorszy z gigantów był Tyfon. Podobno był wielkości całej kuli ziemskiej, więc część walk toczyła się w kosmosie. Strategia, którą opracował Ares wraz z Ateną była ściśle strzeżona. Nikt nie wiedział, jak bogowie pozbyli się gigantów. O Tyfonie wiadomo tyle, że zmniejszyli go i przygnietli nieporuszoną skałą. Teraz jest jednym z wulkanów. Minął okres gigantomachii. Przyszła pora na karę. Nyks, gdy tylko spostrzegła, że giganci nie wygrają, przeszła na stronę bogów. Wybłagała przebaczenie i przysięgła na Styks, że nigdy ich nie zdradzi. Kirke wierzyła w to, o co walczyła. Ale po przegranej, przyznała się do zdrady i dobrowolnie poddała karze. Helios i Hekate błagali Dzeusa, by nie zsyłał jej do Tartaru. Kirke stała z potulnie spuszczoną głową przez cały sąd. Hera ulitowała się i namówiła męża do zesłania czarownicy na bezludną wyspę, której nie będzie nigdy na żadnej mapie i bez boskiej pomocy nikt jej nigdy nie znajdzie. Tak się też stało.
            Kirke była dobra i wierzyłam, że ona wcale nie chce żadnej wojny z bogami. Rozumiała swój błąd i nie kwestionowała kary. To jej nazbyt wierne wyznawczynie myślały, że potrzebna jej ich pomoc.

#Riker
- Zbieramy się do Delf!
Jęknąłem. Olimp, czyli Grecja, czyli do Delf niedaleko. Trzydziestoosobowa grupa półbogów oraz opiekunowie miała jechać rydwanami. W duchu dziękowałem za to, że podróżujemy pod osłoną mgły i nikt nas nie widzi. W biały dzień ludzie na rydwanach jadących z prędkością światła mogliby wywołać szok u jakiejś biednej staruszki.
Wszyscy zebrali się przed główną bramą Olimpu – polis. Ogólnie Olimp to góra, polis i pałac. Mniejsze bóstwa potrzebowały domu, więc wokół siedziby Zeusa powstały budowle a la świątynie. W pałacu mieszkali Olimpijczycy oraz trzy rody. W Olimpie wybudowano coś na kształt Hagii Sophii, tylko większe i uzupełnione o komnaty. Tam uczono nas historii, mitów, filozofii. Były też inne budynki szkolne, które bardziej przypominały te ziemskie.
- W planach mamy zwiedzanie delfickiej wyroczni! – ryknął Ares. – Wiem, że się cieszycie, ale po prostu nie potraficie tego okazać. – Przechadzał się między zebranymi, ubrany w długi, jedwabny płaszcz. – Nikt ma się nie zgubić, bo będziecie wracać na piechotę. A teraz do rydwanów!
Oprócz boga wojny, jechali jeszcze Atena i Apollo. Fojbos widział w Delfach coś niezwykłego. Co prawda teraz pozostały tylko gruzy. Wierzył, że pewnego dnia antyczna Grecja odrodzi się, a na ziemi zapanuje wieczny pokój. Była to bardzo obiecująca wizja świata. Na pewno lepsza niż ta w filmie „2012”. Chciałbym, aby się wypełniła, ale czułem, że nigdy do tego nie dojdzie.
Nie lubiłem podróżować rydwanem. Konie galopowały zbyt szybko, a od tego niejednemu półbogowi robiło się niedobrze. Do mojego rydwanu dołączyła Serena. Oboje byliśmy spokojni, nie wygłupialiśmy się podczas jazdy… Serena była cudowną dziewczyną. Była cicha i spokojna, ale to tylko cisza przed burzą. W walce stawała się zupełnie inną osobą. Była bezwzględna. Zabijała z zimną krwią, widok cierpienia nie wywoływał w niej żadnych emocji, o ile nie cierpiała osoba, na której jej zależało. Kochałem ją za odwagę, za siłę, która w niej drzemała, za włosy i oczy, za głos, za wszystko. Delikatnie objąłem ją w pasie. Odwróciła do mnie głowę, a na jej twarzy gościł delikatny, tajemniczy uśmiech. Dopisać do listy „Za co kocham S”.
W porę drugą ręką złapałem za poręcz. Ruszyliśmy wściekłym cwałem. Konie gnały przed siebie, jak gdyby w ogóle nie odczuwały zmęczenia. Nawet nie wiedziałem, czy są to prawdziwe konie z magicznym proszkiem pod kopytami, który pozwalał im latać, czy raczej stworzone przez Artemidę mechaniczno-prawdziwe. Po kilku sekundach zmaterializowały się przed nami Delfy.

Godzina łażenia bez większego celu po mieście. Znaczy, pewnie miało to jakiś sens, ale byłem zbyt leniwy, by słuchać wykładów. Jakoś zdawałem wszystkie testy bez uczenia się. Miałem doskonałą pamięć fotograficzną. Wystarczyło, że chwilę przypatrywałem się temu, co mam zapamiętać i zostawało to w mojej głowie. Słuchanie w ogóle mi nie leżało, dlatego czas wolny bł zbawieniem.
- Teraz macie dziesięć minut czasu wolnego i wracamy na kolację – oznajmiła Atena.
Wszyscy gdzieś pobiegli. Zapewne, by schronić się w cieniu, bo temperatura, trzeba przyznać, nie sprzyjała nam. Zostaliśmy ja, Rocky, Daniel i Jace. Był w porządku. Małomówny, to prawda, ale kiedy już mówił, miało to sens.
- To, co chcecie zobaczyć? – zapytałem sennym głosem. – Proponuję wrócić do wyroczni i  obczaić skały.
Wzruszyli ramionami, wszystko było im jedno. Wróciliśmy do ruin, aby przyjrzeć się ścianie skalnej za nimi. Ziemscy historycy uważali, że skały wydzielały gaz rozśmieszający, a dziewczyny, które tu przebywały chodziły naćpane.
Staliśmy tak bezmyślnie gapiąc się na skały. Nagle głazy się poruszyły. Na naszych oczach, które zrobiły się wielkości talarków, ściana skalna rozwarła się, jak gdyby chciała nas zaprosić do środka. Do odważnych świat należy. Weszliśmy. W środku panowała ciemność. Jedyne źródło światła skupiało się wokół dziewczyny siedzącej na trójnogu pośrodku pomieszczenia. Dookoła unosiły się tajemnicze opary.
- Wygląda jak naćpana – szepnął Daniel.
- Właśnie dlatego chciałem zobaczyć te skały. Podobno wydzielały odurzające opary, przez które pytia gadała głupoty. No bo, kto mądry powiedziałby strategowi „schroń się za drewnianą ścianą”? Na pewno nikt o zdrowych zmysłach – powiedział Rocky.
- Ale dobrze to zinterpretowali. Chodziło o statki – zauważyłem. – Powinniśmy ją ratować, czy coś? Przecież ta świątynia nie istnieje od wieków.
- Może to tylko iluzja? Może to nam się tylko wydaje? Może to dar? Może Mojry chcą nam coś przekazać? – Daniel podsuwał opcje.
Nim zdążyłem powiedzieć, że za dużo razy użył słowa „może”, pytia podniosła głowę. Patrzyła na nas wielkimi oczami, których tęczówki były niemal białe. Wzdrygnąłem się i złapałem brata za nadgarstek. Wyrocznia otworzyła usta.
- Krew czarownic przez wieki przelana, przez półbogów będzie powstrzymana.
Teraz to my staliśmy z szeroko otwartymi oczami i ustami. Nadal kurczowo ściskałem nadgarstek Rocky’ego. Nie mogłem się ruszyć. On pierwszy odzyskał świadomość.
- Witaj. – Brzmiał jak kosmita mówiący „Witaj, ja być z Marsa”, ale nie miałem serca mu tego powiedzieć. Właściwie w tamtej chwili, nie wykonywałem żadnych ruchów. – Dziękujemy za… umm… przepowiednię.
- Troja zaczyna przez wieki podróż, perła zakończy na łożu róż.
- To nie ma sensu. – Skrzyżował ręce na piersi. – Bredzisz. Mów jaśniej.
- Gdy czekolada w złoto się zmieni, zadrży cały Olimp, świat w płomieniach stanie.
- Matko, to mi nic nie mówi. Co to jest łoże róż? Jaka podróż przez wieki? Chodzi o bunt czarownic?
Niestety, nie dowiedzieliśmy się niczego więcej, ponieważ wszystko zniknęło tak nagle, jak się pojawiło. Czyli to jednak była iluzja.
- Chłopaki? – Odwróciłem się do nich. – Chyba właśnie dostaliśmy bardzo ważną wiadomość. Niestety niewiele z niej rozumiem.
- Na pewno więcej niż ja. – Głos Daniela brzmiał dziwnie piskliwie.
- Chodzi o bunt czarownic – odezwał się Jace. - Może dojść do wojny, ale jacyś półbogowie zrobią coś, co ją szybko zakończy. A Troja… Chodzi o Kasandrę Trojańską? Była Wyrocznią. Musiała coś przepowiedzieć, a potem ta sama przepowiednia lub jej kolejne części powtarzane były przez wieki i jeszcze się nie skończyły.
- Skąd ty tyle wiesz?
- Księgi z archiwum Ateny. Nie przejrzałem jeszcze wszystkiego. – Wzruszył ramionami, jak gdyby wertowanie książek bogini było czymś normalnym.
- Powiemy o tym komuś? – zapytał Dan.
- Nie ma mowy. – Jace gwałtownie pokręcił głową. – To nam objawiła się pytia, to my dostaliśmy przepowiednie. Gdyby Mojry chciały przekazać ją bogom, zrobiłyby to. To nasza tajemnica. Trzeba to ogarnąć i zastanowić się, co z tym zrobić. Na razie musimy wracać na miejsce zbiórki.
To była rozsądna decyzja. Widziałem, że Daniel chciał coś powiedzieć. Prawdopodobnie chciał uświadomić Jace’owi, że nie należy do naszej paczki i nie powinien się mieszać. Fakt jest taki, że Jace wiedział o używaniu przez nas mocy, teraz znał też przepowiednie. Przyjaciół trzyma się blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Nie wiedziałem, kim jest Jace, ale należało zrobić wszystko, by jednak był po naszej stronie.

Tajemnica musiała objąć resztę naszego rodzeństwa. Nie wyobrażałem sobie posiadania sekretu przed Rydel czy Rossem. A skoro Rydel, musiały wiedzieć Raquelle i Serena oraz Ratliff. Przed prawdziwymi przyjaciółmi też nie można mieć sekretów. To były zaufane osoby, nie miałem wątpliwości. Zebraliśmy się wszyscy w naszej sypialni. No, prawie wszyscy.
- A gdzie Ross? – zapytałem.
            Każdy zaczął się rozglądać i przypominać sobie, gdzie ostatni raz go widział. I nagle, w tym samym momencie, wszystkich nas olśniło.
- W Delfach…

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
 ~*~
Witajcie, herosi!
Jest 2 w nocy, ale wstawiam już teraz. Tak naprawdę dopiero skończyłam ten rozdział i jest on w dużej mierze oparty na Halfblood. Bez sensu było pisać na zapas, bo i tak wiele rzeczy po prostu wyrzuciłam.
Zwróciłyście uwagę na tajpana pustynnego. Nie rozumiem, co Was bawi. Wyjaśni mi ktoś? Dla jasności, nie miałam na celu nabijać się z Laury.

Teraz zaczyna się prawdziwa akcja.
Ciekawostka: "Fojbos" oznacza "jaśniejący" i tak określa się Apollona. 
Mam nadzieję, że uda mi się skombinować coś na środę, ale nic nie obiecuję, bo mam małe problemy na Dellylandzie.
xoxo
~Liv~

4 komentarze:

  1. Pozdrowionka z Władysławowa!
    Rozdział świetny. Podobają mi się zwłaszcza opisy przemian i dzisiejsza kwestia Rikera o zwiedzaniu. Musiałby przyjechać tu, bo wszędzie mam daleko ;)
    Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Serio musiałaś przerwać w takim momencie? A już się wkręciłam... Znaczy rozdział długi i w ogóle... Ale i tak mam niedosyt, jak zawsze kiedy czytam twoje rozdziały... Ale to raczej dobrze... Rozdział pojawił się szybko i za to masz u mnie wielkiego plusa! Nie wspominając o tym, że opowiadanie jest genialne i masz wielki talent, ale o tym już wiele razy wspominałam, znaczy chyba... Mówiłam ci to kiedyś? Raczej tak... Jeśli nie to teraz pisze...
    Nie no, nie ma nic zabawnego w tajpanie pustynnym... Znaczy coś tam jest, ale to akurat jest najmniej ważne... Ostatnim razem kiedy pisałam komentarz pod twoim rozdziałem byłam akurat po zjedzeniu dużej ilości cukru, rechotałam się dosłownie z wszystkiego... Dlatego właśnie, nie jadam słodyczy... To znaczy jem, ale w tajemnicy... Ciiii....
    HAHAH... Ross... Jaki ułom... Haha został w Delfach... Haha
    To mi przypomina historię mojej psiapsiółki. xd
    Idiotka wsiadła do złego autobusu... Ale przynajmniej trochę sobie pozwiedzała... xd
    Aż mi się humor poprawił...
    Haha właśnie mi się przypomniała taka jedna moja wycieczka z przed kilku lat, jak mój przyjaciel przypierdzielił łbem w słup... xd Dobre czasy...
    Ach, te wspomnienia...
    Ech... No dobra już mi przeszło...
    Koniec tego wspominania...
    Czekam na następną część!

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu przeczytałam te 2 rozdziały.
    Wybacz, że dopiero teraz, ale ostatnio nie miałam za bardzo czasu ani chęci na czytanie długich rozdziałów.
    Ostatnio doszłam do wniosku, że ja wcale nie nienawidzę sprzątać...
    Co więcej, jest to naprawdę fajny sposób na odstresowanie!
    Ale do rzeczy.
    W obu rozdziałach działo się naprawdę dużo.
    Była Raura, był zaginiony straszy brat, był Riker i Rocky, a nawet nieogarnięty Ross!
    Taaak, zdecydowanie odwaliłaś kawał dobrej roboty.
    Nareszcie zaczyna się coś dziać.
    I to tak naprawdę dziać.
    No i ta przepowiednia :3
    Prawie o niej zapomniałam, a teraz mi przypomniałaś, że miałam ją rozkminić.
    W wolnym czasie się za to wezmę.
    Czekam na nexta
    Pozdro~
    Lexy-chan (a może nee-chan?)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że to zabrzmi bardzo prostacko, ale... wpadłam na tego bloga dopiero teraz i mogę śmiało przyznać, że mi się podoba. Nie odbieraj tego tak, jakbym miała tu być tylko na chwileczkę, prosze. Dodałam blog do ulubionych i póki co, to będe starać się nadrobiać rozdziały... UPRZEDZAM NIE BĘDZIE MNIE POTEM MIESIĄC XDD
    A więc... Podoba mi się to powiązanie do mitologi greckiej (o ile się nie myle). Cały pomysł jest według mnie naprawdę pomysłowy i szkoda, że wpadłam tu dopiero teraz... Bardzo lubie fantastykę, o ile miałaś tu właśnie to na myśli... Nie będę się już zagłębiać w to, w co kto wierzy... :)
    Pozdrawiam Cieplutko!
    never-without-you-r5.blogspot.com - Wiem, że lubisz Rikera (tak mi chyba kiedyś pisałaś) i jeśli chciałabyś wpaść, to od razu mówię, że Riker będzie odgrywał tam ważną rolę... :)

    OdpowiedzUsuń