#Ross
Dzięki
Rocky’emu i Danielowi Artemida wyczarowała nam cudowne miejsce. Było to coś na
kształt parku, ale lepsze. Las otaczał ogromny trawnik; gdy patrzyło się z
góry, drzewa tworzyły podkowę. Fontanny i ławki dodatkowo stwarzały cudowny
klimat. Ale my siedzieliśmy na skalnej półce, o którą poprosiłem Serenę i
Rikera. Wyrzeźbili ją pod pałacem, więc nikt oprócz nas o niej nie wiedział i
była niewidoczna.
Laura
oparła głowę na moim ramieniu, a jej długie, kasztanowe włosy fruwały na
wietrze, który sam wytwarzałem. To, co najbardziej lubiłem w magii powietrza to
zdolność latania. Nie ma cudowniejszego uczucia niż to, kiedy odrywasz stopy od
ziemi i wylatujesz niczym rakieta. Nigdy też nie brakowało nam tlenu do
oddychania. Czasami, gdy naprawdę potrzebowaliśmy oderwania od wszystkiego,
lecieliśmy w kosmos. Nie na inne planety, ale na tyle wysoko, by istniało
zagrożenie zderzenia się z jakąś stacją lub spadającym meteorem. Nie
zamieniłbym magii powietrza na inną. Laura też nie.
Pojawiła
się tu rok po nas. Sam zgłosiłem się do oprowadzenia jej po mieście. Zachwycało
mnie w niej dosłownie wszystko. Jedwabne włosy, duże oczy, delikatna i drobna
postura ciała, ciepły uśmiech. Kochała pomagać innym ludziom. Ostrzegano mnie,
by jej nie ufać. Była córką wiatru zachodniego – Zefira. Był to bożek
najłagodniejszy i najmilszy ze wszystkich Wiatrów. Nie wyrządzał krzywd,
przynosił dobrą pogodę. Kiedyś przebywał na pustyni, gdzie poznał kapłankę węży
w tamtejszej świątyni. Był to jakiś odłam wiernych, którzy z wężem utożsamiali
Herę. Nie mogli wywodzić się z jej linii, ponieważ królowa nieba nigdy nie
zdradziła męża. Byli to prości ludzie, być może półbogowie z innych rodów,
mieli swoje zwyczaje. Kapłanka oczarowała Zefira urodą. Został tam dłużej
specjalnie dla niej. W osadzie przyjęto go z najwyższymi honorami i od razu zaprowadzono
do świątyni, która była dumą tych ludzi. Tak się stało, że został tam na noc.
Nikt nie wiedział, dlaczego Laura zmienia się w najbardziej jadowitego węża na
świecie – tajpana pustynnego. Krążyły różne pogłoski. Jednak najbardziej
prawdopodobna była ta, że to sprawka Hery. Tak jak tysiące lat temu Atena
ukarała Meduzę, tak teraz Hera musiała ukarać kapłankę. Meduza służyła w
świątyni Ateny na Partenonie. Spodobała się Posejdonowi. Dziewczyna próbowała
mu się opierać, ale na nic się to zdało. Nie rozumiem, dlaczego była to jej
wina, skoro to Posejdon popełnił zbrodnię w świątyni bratanicy. W każdym razie
Atena przeklęła Meduzę i jej siostry. Na ich głowach wyrosły węże, a spojrzenie
zamieniało w kamień. Potem bogini pomogła Perseuszowi w zabiciu potwora, ale to
już inna historia. Hera zrobiła niemal to samo. A może dokładnie to samo? Kto
wie, jak teraz wygląda kapłanka? Może na jej głowie również wyrosły węże? To
mógł wiedzieć tylko Zefir, a jego nigdy nie było. Laura zmieniała się w
jadowitego węża, choć nigdy nikogo nie ukąsiła. Nasi rówieśnicy szeptali, że
zwierzę jest odzwierciedleniem duszy. Według nich Lau była wredna i równie
jadowita jak jej zwierzę. Dlatego radzono mi jej unikać, a ja za każdym razem
miałem ochotę komuś przywalić.
- Ross? – Usłyszałem jej przyjemny głos.
- Tak?
- Czy oni kiedyś nas stąd wypuszczą? No wiesz, wrócimy na
ziemię?
- Riker mówi, że tak. Kiedy tylko opanujemy zdolności i
zdamy specjalne testy w symulatorze. Może się to przedłużyć, ponieważ teraz nie
jest bezpiecznie. Wszędzie jest pełno czarownic – westchnąłem.
Nie do
końca wiedziałem, o co chodzi w tym całym polowaniu na czarownice. Nigdy żadnej
nie spotkałem, więc nigdy żadna mi nic nie zrobiła. Dlaczego miałbym walczyć,
gdyby zaczęły atakować? To nie byłaby moja wojna. To byłaby woja bogów, a ja
nie zamierzałem być niczyim żołnierzem.
Objąłem
Laurę jeszcze mocniej przyciskając ją do siebie. Po chwili jednak wyślizgnęła
się z mojego uścisku. Przypatrywała mi się dużymi oczami, które mogłyby służyć
za lustro. Pogładziłem ją delikatnie po policzku. Przysunąłem się bliżej i
cmoknąłem w czubek nosa. Zachichotała. Lubiłem chwile, gdy mogliśmy być sami.
Nachyliłem się jeszcze bardziej i złączyłem nasze usta. Nie potrafiłem
wyobrazić sobie lepszej dziewczyny niż Laura. Była miła, uczynna, odrobinę
nieśmiała. Uwielbiałem, kiedy na jej policzka pojawiały się rumieńce, bo
powiedziałem jej komplement. Miała cudowne usta, które uwielbiałem całować.
Najbardziej pasowała jej czerwona szminka i to jej najczęściej używała.
Nagle
położyła mi dłoń na torsie i delikatnie odepchnęła. Miała bardzo dobry słuch.
Wiązało się to z wiatrem, który „donosił” jej słowa. Uklękła bliżej krawędzi
skalnej półki i patrzyła, co dzieje się na dole. Nie bałem się, że spadnie.
Gdyby nawet tak się stało, jednym ruchem ręki poradziłaby sobie z powietrzem.
Wydawała się zainteresowana tym, co dzieje się w ogrodach. Zbliżyłem się.
Półbogowie
i inni mieszkańcy Olimpu biegli w kierunku dziedzińca. Stał tam dziwaczny
wehikuł. Przypominał talerz UFO, stację kosmiczną i samolot w jednym.
- Co to? – zapytała.
- Nie mam zielonego pojęcia, ale chyba warto się
dowiedzieć, skąd ten tłum. Skaczemy?
Pokiwała
głową i chwyciła moją dłoń. Wstaliśmy i równocześnie zstąpiliśmy w nicość.
Spadanie trwało bardzo krótko i było niewiele czasu na wytworzenie powietrznej
poduszki. Mieliśmy już w tym wprawę i miękko wylądowaliśmy na trawie.
#Rydel
Kazano
nam stawić się na dziedzińcu. Podobno miał nas odwiedzić jakiś bardzo ważny
człowiek. Szłyśmy spokojnie, a inni mijali nas tak szybko, że tylko się za nimi
kurzyło. Byli to głównie starsi od nas półbogowie. W tłumie zauważyłam
chłopaków, więc przepchnęłyśmy się do nich.
- Co się dzieje, Rik?
- To statek z Marsa z innego wymiaru – tłumaczył. –
Podróżują nimi najlepsi na świcie wojownicy, strażnicy, których wyznacza się do
pilnowania ważnych osób. Teraz nie ma takiego zapotrzebowania, lecz wciąż się
ich szkoli.
Po co
wzywali do nas strażnika z innego wymiaru? Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi na
to pytanie. Wydawało mi się, że Olimp jest doskonale strzeżony przez liczne
zaklęcia jak i Myrmidonów. Widocznie bogowie uznali, że może to nie wystarczyć.
Z
wehikułu wysiadły dwie postacie. Obie miały na sobie długie, ciągnące się po
ziemi brązowe płaszcze z ogromnymi kapturami. Jeden z nich był widocznie
starszy, ale drugi… Był wysoki, miał jasne, falowane włosy i niebieskie oczy.
Przypominał Zeusa. Uznałam, że może to być nasz brat lub bardzo bliski kuzyn.
Na przód tłum wysunął się Ares. Skinął starszemu na
powitanie. Odsłoniłam uszy, by lepiej słyszeć ich rozmowę. Moje rodzeństwo
robiło to samo.
- Na razie to okres próbny. Chłopiec wróci po dwóch tyg…
- Wróci, kiedy ja rozkażę – warknął bóg. – Możesz odejść.
- Tak, panie.
Starzec
ukłonił się i posłusznie oddalił. Maszyna, którą przylecieli, uniosła się do
góry i odleciała w kosmos.
- Wyrosłeś – zwrócił się do chłopaka. – Bardzo za tobą
tęskniłem, wiesz? – Blondyn pokiwał głową. – Chodźmy stąd.
- Kto to
może być?! – Rocky niespokojnie krążył po pokoju. – Na pewno jest wilkołakiem,
mówię wam. To musi być jego syn.
- Ojciec nigdy ci nie mówił, że masz brata w innym
wymiarze? – zapytałam Daniela, ale ten tylko wzruszył ramionami.
- Wiele jego dzieci zostaje strażnikami. Ale raczej żadne
jego dziecko nie wróciło na Olimp, a już na pewno żadnemu nie mówił, że bardzo
tęsknił.
- Więc ten, nazwijmy go X, musi być ważny dla Enyaliosa.
Może nawet tak bardzo jak Daniel? – Riker wertował kroniki w poszukiwaniu
fotografii chłopaka.
- To chyba niemożliwe – zaśmiała się Serena. – Dobra,
luz. Wszystko się wyjaśni. Możemy iść poćwiczyć?
Patrzyła
wyczekująco na Rikera, aż ten odłożył księgę i pokiwał głową. Chłopcy odsunęli
szafę, za którą znajdowało się sekretne przejście do sekretnej komnaty.
Mieściła się ona w piwnicach i była nieużywana od wielu wieków. Dotarliśmy do
informacji, które mówiły o tym, że niegdyś w tej sali Ares trzymał swojego
ukochanego smoka – Dragona. Niestety, podczas lotu nad ziemią, czarownice
przeklęły Dragona. Nie rozpoznawał bogów i ciągle ział ogniem. Musiał strącić go
do Tartaru. Smoczy ogień był szkodliwy nawet dla bogów, dla innych –
śmiertelnie groźny. Po Dragonie zostały tylko malowidła na ścianach w komnacie
boga wojny. Smoki wyginęły. Za wszystko odpowiedzialne były czarownice. Dlatego
Ares ich nienawidził. Komnatę zamknięto, ponieważ nie była potrzebna. Za to jej
ściany były odporne na wszelkie zniszczenia toteż doskonale nadawała się do
ćwiczenia mocy żywiołów.
-
Dlaczego nie mogę władać ogniem, jak wszyscy inni jego synowie? – Daniel oparł
głowę na kolanach, siadając pod ścianą.
- Możesz. Teoretycznie każdy z nas może władać wszystkimi
żywiołami – odpowiedziała Raquelle.
- Ale to nie jest proste. Już próbowałem – westchnął.
Riker
usiadł na powietrzu, jakkolwiek to brzmi, i zamyślił się. Przekręcał głowę to w
lewo, to w prawo, cały czas patrząc na Daniela.
- A gdyby przekonać Los, że woda nie jest twoim żywiołem?
– szepnął, a wszystkie oczy zwróciły się na niego. – Pomyślcie, gdyby Dan
zaczął się topić, oznaczałoby to, że nie panuje nad wodą, że woda jest dla niego
zagrożeniem. A co jest jej przeciwieństwem? Ogień.
- Chcesz mi utopić przyjaciela? – Rocky uniósł brew.
- Podtopić. Jeśli coś pójdzie nie tak, nikt nie dopuści
do jego śmierci. Tanatos nie zabierze jego duszy bez zgodny Enyaliosa. Najwyżej
musielibyśmy się długo tłumaczyć, co nam do głów strzeliło.
Miał
rację. Śmierć polegała na tym, że bożek śmierci Tanatos odcinał konającemu
kosmyk włosów. W ten sposób uwalniał jego duszę od ciała. Organizm przestawał
funkcjonować, a niewidzialna dusza stała obok. W kieszeni zawsze nosiliśmy
obola, czyli pieniążek, którym trzeba zapłacić przewoźnikowi za przepłynięcie
przez podziemną rzekę Styks. Dusza szła razem z Tanatosem do Hadesu i tam
odbywała sąd. W przypadku półbogów, pomijano sąd i od razu umieszczano ich na Polach
Elizejskich – krainie wiecznego szczęścia. To tak, jakby nigdy nikt nie umarł,
bo teoretycznie można było go odwiedzić w każdej chwili, jeśli zgodził się na
to boski rodzic i Pan Cieni.
- To niebezpieczne – wtrącił Ross.
- Wchodzę w to.
Danielowi
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ogień go fascynował, pragnął nim władać.
Ale nie tylko nim. Wiedziałam, że podziwia Rikera, który z łatwością posługiwał
się wszystkimi żywiołami. Chyba chciał być jak on. Mój najstarszy brat był
szczególnym przypadkiem. Nie zmieniał się w żadne zwierzę, ale za to władał
czterema żywiołami. Może był to rodzaj rekompensaty od losu? Trzy żywioły w
zamian za zwierzę? Chyba mu to nie przeszkadzało.
- Jeśli
drugi mag wody w porę wyciągnie mu wodę z płuc, nic mu się nie stanie.
Gwałtownie
odwróciliśmy się w stronę, z której dochodził głos. Pod głównymi drzwiami stał
X. W Rocky’m zaczęło się gotować. Wyciągnął miecz i ruszył w stronę blondyna.
Riker zastąpił mu drogę. Samym wzrokiem nakazał mu uspokoić się i nie
postępować pochopnie.
- On wie. Pozwól mi go zabić.
Bogowie
nie mogli wiedzieć o tym, że ja, moi bracia i Daniel używamy żywiołów. Byli
pewni, że zostały nam odebrane, gdy byliśmy malutkimi dziećmi. W rzeczywistości
rodzice tego nie zrobili. Odebrali je jakimś innym dzieciom, które nie
wiedziały, kim są i zanieśli przed oblicze Zeusa. Z Danielem pewnie było tak
samo. Mówiono, że jesteśmy zbyt potężni i moc moglibyśmy wykorzystać w złym
celu.
- Nie chcę z tobą walczyć, Rocky – powiedział X.
- Sugerujesz, że jestem niewystarczająco dobry? – Ups.
Tego się nie mówi Rocky’emu.
- Nie. Sugeruję, że boję się z tobą walczyć, Mistrzu
Mieczy.
Rocky
był najbardziej zawziętą osobą na świecie. Ćwiczył, gdy tylko miał czas i nie
był zbyt zmęczony. Był najlepszy. Miecze były dla niego jak przedłużenie ręki.
Do perfekcji opanował wywijanie nimi. Jedyną osobą, której nie mógł pokonać,
był Ares. I to właśnie on nazwał mojego brata Mistrzem Mieczy.
- Jak nas tu znalazłeś? – zapytała Raq.
- Nie zamaskowaliście zapachu swoich zwierząt.
- Kim ty w ogóle jesteś? Czego chcesz? – W Serenie
obudziła się żądza mordu, słyszałam to w jej głosie.
- Racja, powinienem się przedstawić. – Uśmiechnął się
przepraszająco. – Jestem Jace. Jako elita Olimpu pewnie wiecie, że jestem
strażnikiem z innego wymiaru, więc tę część pominę.
- Żywioł i zwierzę – rozkazał Rocky.
Jace
ponownie się uśmiechnął. Uniósł ręce, a wraz z nimi uniosła się ogromna ściana
wody, która już po chwili zamarzła, a następnie zniknęła. Zamknął oczy, a gdy
ponownie je otworzył w dłoniach trzymał ogień. Zrobiłam ogromne oczy. Był
dwu-żywiołowy.
- Ty… - wydusiłam.
- Tak. Władam wodą i ogniem. Dlatego wiem, jak pomóc.
Moim pierwotnym zwierzęciem jest wilk, ale, jako strażnik, mogłem wybrać inne.
Jeśli jest się wystarczająco wytrwałym podczas bolesnego procesu zmiany
zwierzęcia, można utrzymać swoje pierwotne.
- Niech zgadnę, tobie się to udało? – Rzucił
sarkastycznie Rocky, a Jace pokiwał głową.
- Skoro jesteś strażnikiem, to kogo masz pilnować? –
Daniel stanął naprzeciw niego.
- Ciebie – odparł blondyn.
- Mnie? A niby dlaczego?
- Bo jestem twoim bratem.
- Okay, domyśliłem się, że jesteś synem Enyaliosa, ale
nie musisz mnie pilnować.
- Nie, Daniel. Mam na myśli, że ja jestem twoim bratem. Nasza matka ma na imię Miriam.
Wszystkim
opadły szczęki. Daniel zbladł i nie był w stanie wydobyć z siebie ani słowa.
~*~
Kochani herosi!
Dziękuję za te motywujące komentarze pod ostatnim rozdziałem.
Musimy iść szybciej z rozdziałami, bo chcę skończyć tego bloga. W głowie tworzy się kolejny plan. Postaram się dodawać dwa rozdziały w tygodniu.
Ciekawostka 1: W zakładce z bohaterami nie zobaczycie Posejdona, ponieważ nie znalazłam mężczyzny, który byłby zgodny z moją wizją.
Ciekawostka 2: Jeśli odpowiednio wcześnie zajrzeliście do zakładki "Demigods", mogliście zobaczyć, że Jace miał na imię Lucas. Zmieniłam to, ponieważ za bardzo kojarzyło mi się z Mystery.
Ciekawostka 3: Aby nie było powtórzeń, Aresa określam słowem enyalios, co z greckiego oznacza "krwawy". Homer pisze o nim "Enyalios Zabójca". Nigdy też nie zobaczycie, by któryś z bohaterów wymawiał jego imię. Wierzono, że to go przywołuje.
Lubicie Jace'a?
xoxo
~Liv~
Ledwo zdążyłam przeczytać poprzedni, a już nowy...
OdpowiedzUsuńale to dobrze. Przynajmniej nie trzeba długo czekać i się nie zapomni ;)
Pozdrawiam.
Mocno mnie zaskoczyłaś o.O
OdpowiedzUsuńDaniel ma brata. A ja myślałam, że już mnie nic nie zaskoczy XD
Za dużo marsjanków, czy czegoś tam. Dwie piosenki na raz mi lecą, a literkę 'a' musze wciskać osiem razy, żeby "zaskoczyła" do tej mojej pisany. Trzeba to naprawić :/ Ominęłam perspektywę Rossa, bo jak zobaczyłam, że mówi o Laurze to myślałam, że zaraz ją zmieszasz z błotem, ale się odważyłam i miałam rację. Zrobiłaś z niej tajpana pustynnego, hahahahaahahah XD Tak mnie to rozwaliło, że dobre dwie minuty powtarzałam "tajpana pustynny buhahahahahahahaha" XDD Boze, to już drugi raz dziś komentuje jak załapałam fazę. Dobra, idę, bo ludzie moaja mnie dość. Szybko dodałaś rozdział i fajnie, ale mam nadzieję, że na 5 nie trzeba będzie dłużej czekać :DD Pozdrawiam, życzę miłych wakacji i weny <33
Tin xx
Super rozdział! Oj, już mi się spodobał ten Jace. Blondyn o niebieskich oczach... Mrr... Ok, koniec z cukrem na dziś... Oraz z długim spaniem, od teraz wstaje bladym świtem ! Czyli, 9:00 i wstaje! Taaa, jasne... xd Już to widzę... Już prędzej moja mama kupi mi nowy telefon... Nie realne... Strasznie mnie zainteresował twój blog! Jest genialny! Bogowie i półbogowie, czarownice i strażnicy z innego wymiaru, władanie żywiołami i zmienianie się w zwierzęta... Czego chcieć więcej? Laura - tajpan pustynny, serio? xd To pojechałaś... xd Niezła jesteś. Hah
OdpowiedzUsuńTy, ty nawet mi się nie wasz zbyt szybko kończyć tej opowieści... Ja już zdążyłam się porządnie wkręcić w tę historię. Pokochałam ją i uwierz, że nie mam zamiaru się zbyt szybko z nią rozstawać! Zrozumiano?! No, mam nadzieję, że tak.
Mam nadzieję, że nie będę musiała czekać zbyt długo na rozdział... Bo chyba bym zwariowała... Czekam na next !