poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 3



 



















#Rocky
            Byłem wypoczęty i gotowy do działania. Potrzebowałem tylko kompana. Niestety, wszyscy smacznie pochrapywali. Były tylko dwie osoby, które nie zawodziły w misjach specjalnych. Ratliff i Lahey. Pech chciał, że rody Wielkiej Trójki spały w pałacu, a reszta półbogów w specjalnie przygotowanym akademiku z nieco wyższymi standardami niż te ziemskie. Rozdzielono nas, wytyczono inne zadania, ale to nie przeszkodziło naszej przyjaźni. A przynajmniej nie tak bardzo, jakby się mogło wydawać. Spędzaliśmy z Ellem bardzo mało czasu. Mijaliśmy się na korytarzach, a jedyną okazją do pogadania były posiłki. Wtedy również patrzono na nas karcącym wzrokiem. Niby wszyscy byliśmy równi, a jednak była to nieprawda. Społeczeństwo zawsze dzieli się na „równych” i „równiejszych”. I ja należałem do tych drugich. Na moje szczęście znalazł się Daniel. Nie wypełnił pustki po Ellingtonie. Nawet nie chciałem tego, nie na tym polegała nasza przyjaźń. Dan był w moim wieku, odrobinę zagubiony i oddalony od reszty. Moją uwagę przykuły jego oczy. Wielkie, niebieskie i smutne. Lecz tlił się w nich pewien blask. Coś mi mówiło, że znajdziemy wspólny język. I nie pomyliłem się.
            Bez pukania wszedłem na palcach do apartamentu Daniela. Wszystkie pokoje miały białe ściany, wielkie mahoniowe szafy, łóżka z baldachimami. Mogliśmy urządzać wszystko według własnych koncepcji. Ale nie lubiliśmy przepychu. Wystarczały nam meble, które już tam były.
- Daniel. – Szturchnąłem go w ramię, lecz nie zareagował. – Daniel, wstawaj.
- Idź sobie. – Przekręcił się na prawy bok i mocniej naciągnął kołdrę.
- Ale musimy obrabować kuchnię. Poumieramy z głodu, jeśli tego nie załatwimy.
            Drastyczne metody zawsze działają najlepiej. Rozgrzałem swoją dłoń jakby była ze stali. Kontrolowanie temperatury ciała miałem w pakiecie z magią ognia. To była bardzo przydatna właściwość. Dotknąłem przedramienia przyjaciela… I odleciałem do tyłu prosto na komodę.
- Zgłupiałeś?! – Całkiem trzeźwo siedział na łóżku i trzymał się za oparzone miejsce.
- Następnym razem wstań i nie rzucaj mną. – Podniosłem się z podłogi, masując głowę.
- Ja cię tylko lekko odepchnąłem – prychnął.
            To faktycznie było lekko. Gdyby skumulował całą wilkołaczą siłę, wylądowałbym na drugim końcu pałacu, a przed sobą miałbym szereg dziurawych ścian. Byliśmy bardzo młodymi wilkami, nie kontrolowaliśmy jeszcze wszystkiego.
            Lahey uzdrowił rękę magią wody, ubrał się i zrobiwszy małe tsunami, skierował je prosto w moją twarz. Ja byłem przyzwyczajony do rannego wstawania, gdy było to konieczne, on – nie.

            - Stój. - Byliśmy już blisko kuchni, kiedy usłyszałem dochodzące z niej głosy. – Nie jesteśmy sami.
            Pokiwał głową i pociągnął mnie do wgłębienia w ścianie. Usiedliśmy na zimnym marmurze i całkiem przypadkowo podsłuchiwaliśmy.
- Przecież chcesz dla niego jak najlepiej. Po prostu mi zaufaj. Tak naprawdę nic nie wiemy, nie wiemy, kiedy może nastąpić dla nich koniec. Obiecuję, że osadzę go na Polach Elizejskich. Albo zabiorę go ze sobą do pałacu i dam wszystko, o co poprosi. Będzie szczęśliwy i bezpieczny.
- On ma, do kogo jechać w razie zagrożenia. Poślę go na dno Atlantyku do Posejdona. To w końcu jego dziadek.
- Łatwiej wysuszyć ocean, niż zebrać odwagę, by udać się do Królestwa Umarłych. Erynie i harpie rozszarpią każdego nieproszonego gościa. Zapewnią mu bezpieczeństwo aż do własnej śmierci, co oczywiście się nie stanie.
- Dlaczego tak bardzo chcesz go w swym królestwie, Hadesie?
- Jesteś moim ulubionym bratankiem, Daniel to twój ukochany syn, dostarczyłeś mi wielu dusz, mam u ciebie dług. Czy to nie oczywiste?
- Nie. Nie ufam ci. Poza tym, na razie jest bezpieczny. Nie zdobędą Olimpu.
- Porwałeś córkę przywódczyni! Jeśli ona się dowie, które dziecko kochasz najbardziej, zrobi wszystko, by się zemścić. Twój syn przepłaci życiem za twoją głupotę. Naprawdę tego chcesz?
- Porozmawiamy o tym jutro, kiedy nie będę tak zmęczony.
- Dobrze, rozumiem, że chcesz się mnie pozbyć, ale przemyśl moją propozycję.
            Zapanowała cisza. Zapewne Pan Cieni rozpłynął się w powietrzu, taki miał zwyczaj. Światło w kuchni nadal nie gasło, co oznaczało, że Ares tam jest. Biorąc pod uwagę ton jego głosu, zapewne rozważał, czy nie zacząć rzucać nożami we wszystkie strony świata.
- Hades nie daje ci spokoju nawet, gdy idziesz po wino? -  To był żeński głos.
- Chce zabrać Daniela, aby zapewnić mu bezpieczeństwo w Podziemiu.
- Gdzie haczyk?
- Gdzieś na pewno. Nie wiem, co robić, Ateno. Bitwa to nie problem. Mam milion planów na sekundę. Chodzi o to, że on ma rację. Będą chciały zemsty za wiedźmę. Nie mogę jej zabić ani oddać. Jedyne, co mogę, to chronić Daniela, a zwyczajnie brakuje mi na to czasu, choć niby mam go nieskończenie wiele.
- Jest ktoś, kto może ci pomóc. Osoba, której możesz zaufać, bo wychowano ją na lojalną wobec ciebie. Twoja krew, Aresie.
            Znów milczeli. Słyszeliśmy tylko głośne i długie oddechy boga.
- Minęło osiem lat – powiedział cicho.
- Musisz bardzo tęsknić. Jeśli chcesz, jeszcze dziś każę przyszykować go do podróży pod karą śmierci od samego Zeusa.
- Zawsze masz asa w rękawie, siostrzyczko.
            Światło zgasło, a na korytarzu rozległ się stukot obcasów bogini mądrości. Niewiele zrozumieliśmy z tej rozmowy, więc nie zawracaliśmy sobie tym głów. W końcu knucie w tym zamku było na porządku dziennym. Upewniwszy się, że jesteśmy sami, na paluszkach wkradliśmy się do kuchni. Daniel wyczarował lodowe kosze, w które załadowaliśmy jedzenie. Kilka czekoladowych tortów, torby cukierków, paczki najlepszych ciastek pod słońcem, napoje gazowane, żelki i czekolady – zapas na dwa tygodnie. Drobnymi kroczkami, dźwigając obładowane kosze, wróciliśmy do pokoi.

#Raquelle
            Doskonale potrafiliśmy zrozumieć, że Aleksander Wielki był wielki nie tylko wzrostem, ale i przez swoje czyny. Nie ulegało wątpliwości, że był najwspanialszym synem Aresa, który podbił cały ówczesny świat, a nawet dotarł na jego kraniec. Wiedzieliśmy, że był doskonałym strategiem i wodzem, szermierzem i łucznikiem, królem i faraonem. Każdy uważał, że Aleksander odniósł sukces dzięki temu, że był dobrze wyedukowany. Powszechnie było wiadomo, kto nauczał Aleksandra. Arystoteles. Jeden z trzech wielkich filozofów greckich, których miłowała Atena. Pewnie w tamtych czasach Arystoteles był niezastąpiony, ale w naszych czasach… Wskrzeszenie go było błędem. Zajęło lata zanim zrozumiał, do czego służą laptopy, komórki, telewizor, a nawet okulary przeciwsłoneczne. Jednak do tej pory nie ufał wynalazkom. Był zacofany. I nudny. I każdego irytował jego akcent oraz miny, które miały wyrażać oburzenie. A burzył się bardzo często, bo prawie nigdy nie mówił niczego ciekawego, więc nikt go nie słuchał.
            Ogólnie byliśmy podzieleni według wieku na klasy, ale zajęcia z filozofem zawsze mieliśmy razem. Siedzieliśmy w ławkach, podziwialiśmy czysto biały sufit, widok z okna, gryźliśmy ołówki i pisaliśmy do siebie liściki. Przynajmniej ta część, która nie spała i która była obecna. Rik ułożył się wygodnie na ławce, zasłonił książkami i drzemał w najlepsze, Ross rysował w zeszycie karykaturę Arystotelesa, Ratliff potajemnie z kimś smsował, Rydel piłowała paznokcie, Serena je malowała. Z naszej paczki brakowało Rocky’ego i Daniela. Minęło piętnaście minut lekcji, więc jasne było, że się nie spóźniają, a ominięcie lekcji było niemożliwe. Kombinowali coś. Odgarnęłam włosy za ucho i skupiłam się na wyczuciu jakiegoś dźwięku. Nic. Wiedziałam, że to marne starania. Wilkołaki. Potrafią uniemożliwić wyczucie zapachu, czy usłyszenie czegokolwiek. Ale przynajmniej wiedziałam, że coś się święci. Brak tej dwójki oznaczał kłopoty.
            Wychowałam się w Olimpie. Byłam tu od urodzenia, ponieważ jako córka Afrodyty byłam ślicznym dzieckiem i mama nie chciała oddać mnie na ziemię. Nigdy nie poznałam ojca. Miałam szczęśliwe dzieciństwo. Dostawałam wszystko, czego chciałam, lecz nie doprowadziło to do próżności lub pychy. Czułam się, jak każda normalna nastolatka. Prawie normalna. W wieku dziesięciu lat zmieniłam się po raz pierwszy. Nie pamiętam tego wydarzenia, ale podobno Afrodyta weszła do mojego pokoju i zastała tam małą, czarną pumę tarzającą się po dywanie. Szybko nauczyłam się kontroli. Ćwiczyłam przemiany, aż opanowałam technikę zmieniania tylko jednej lub kilku części ciała w zależności od tego, co było mi potrzebne – węch, słuch, broń. W tym samym roku poznałam Serenę, z którą bardzo się zaprzyjaźniłam. Była starsza o dwa lata, więc traktowała mnie trochę jak młodszą siostrę, co wcale mi nie przeszkadzało. Gdy miałam czternaście lat przybył Lahey. Powiedziano nam, że usiłowano go zabić, jest nosicielem wilczego genu i nie ma bladego pojęcia o naszym świecie. Spodziewałyśmy się przerażonego okularnika, a okazało się, że Daniel był wysokim, błękitnookim chłopcem z uroczymi loczkami, które podbijały wszystkie serca. Czując obowiązek przedstawienia mu, jak się mają sprawy, zaprzyjaźniłyśmy się z nim. Z początku faktycznie nic nie pojmował, był zszokowany tym wszystkim, bał się. Pomagałyśmy mu, jak tylko się dało. W jednym tylko musiał radzić sobie sam. Likantropia. Wzdrygałam się na samo wspomnienie.

- Daniel, dobrze się czujesz? – Zaciskał ręce w pięści i był cały spięty.
- Co się dzieje? – Wyczuwałam, że coś go boli. Pił i przykładał do ust chłodne przedmioty. Bolały go dziąsła.
Była pełnia. Światło księżyca wpadało do sali biesiadnej, w której wszyscy jedliśmy kolację. Nagle podszedł do nas Ares. Położył dłonie na ramionach Daniela, a na twarzy chłopaka wymalowała się chwilowa ulga.
- Chodź – powiedział tylko tyle, czekając, aż jego syn wstanie od stołu.
- Pomogę ci – zaoferowałam bogu, wiedząc, co zamierza zrobić. Nawet, jeśli był wszechmocny nie lubił tego okazywać. W dawnych czasach Ares z własnej woli zrzekł się nieśmiertelności i zszedł na ziemię, by być przy swojej ukochanej. Umarła, a on, by ją przywrócić oddał swoją nieśmiertelność. Było to wbrew woli Zeusa, a tym bardziej Hery. Kazali mu wrócić, lecz nie poskutkowało. Dopiero Afrodyta omotała go na tyle, by zapomniał o Xenie i wrócił. Życie pośród ludzi wypaliło w nim znamię. – Nie możesz sprawić, żeby to się zatrzymało?
- Istnieją prawa i siły starsze od nas. Nie wszystko da się załatwić pstryknięciem palca. – Otworzył metalowe drzwi do małego pomieszczenia w piwnicach zamku i popchnął Daniela, który nie bardzo kontaktował. – Może lepiej idź?
            Pokręciłam przecząco głową. Chciałam to zobaczyć. Ares przykuł go srebrnymi kajdanami do ściany i skrócił łańcuchy.
- Boli.
- Będzie jeszcze gorzej.
- Nie pocieszasz go – zauważyłam.
- Po co mam go okłamywać? Zaraz zacznie krzyczeć z bólu i rzucać się na wszystkie strony.
            Westchnęłam. Miał rację. To on najbardziej znał się na wilkołakach. Każdy z nich przemieniał się w wieku piętnastu lat. Oczywiście zachodziła tylko częściowa przemiana. Tego mechanizmu też nikt nigdy do końca nie ogarnął.
            Daniel zaczął ciężko dyszeć. Oczy jarzyły mu się nienaturalnie niebieskim odcieniem. Krzyczał. Coraz głośniej i głośniej. Odruchowo zatkałam uszy, ale niewiele to dało. Ares usiadł na podłodze i patrzył na syna ze współczuciem. W pomieszczeniu było bardzo mało miejsca, a Daniel zaczął szarpać łańcuchy. Dopiero wtedy zaczęłam się bać. Wmawiałam sobie, że w razie czego Ares mnie obroni. Ale jaką mogłam mieć pewność, że zdąży wstać zanim dosięgnął mnie pazury? Wbijał je sobie w wewnętrzną stronę dłoni aż zaczęła sączyć się krew. Nie wiem, czy zachował resztki świadomości i nie chciał nas skrzywdzić, czy było to normalne zachowanie.
            Krzyki trwały do północy. Wtedy po raz pierwszy wybiły mu się kły. Przypominał bardziej wampira niż wilkołaka. Był blady i miał zakrwawione usta. Po północy krzyk i warczenie przeistoczyły się w ciche skomlenie. Cały czas patrzyłam na niego z przerażeniem, ale i fascynacją. W pewnym momencie jego ciało bezwładnie osunęło się po ścianie i zawisło ze względu na krótkie łańcuchy.
- Będziesz miała koszmary. – Ares odpiął go i wziął na ręce. – Idź już spać. Co najmniej do jutrzejszego wieczoru będzie nieprzytomny.
            Wilkołaki zużywały bardzo dużo energii podczas pełni. Przemiany w ciągu zwykłego dnia nie były tak wyczerpujące jak obowiązkowa przemiana raz w miesiącu. Uczono ich, jak opanować się podczas pełni, jak utrzymać kontrolę. Niestety, trochę to trwało. Niedługo potem do naszego grona dołączyli Lynchowie. Rocky również był „obdarzony” wilkołactwem. Myślę, że przez to, tak bardzo się zaprzyjaźnili. Przez każdą przemianę przechodzili razem.
            Z rozmyślań nad przeszłością wybudził mnie dźwięk silnika. Silnika motoru jadącego z dużą prędkością.

#Daniel
            - Co nam za to zrobią?
- Danielu, jak mogłeś? Liczyłem, że można ci ufać. Zawiodłeś mnie. – Rocky udawał poważny głos mojego ojca, a ja starałem się nie roześmiać.
- To mówił ostatnio.
- Może się człowiekowi pomylić, kiedy słyszy podobne słowa tak często. Gotowy?
- Jeszcze tylko zapytam, po co nam kaski? Wątpisz w nasze umiejętności jeżdżenia po śliskich posadzkach?
- Kask masz po to, żeby nie przypierdzielić w jakąś figurę. Ach, będą nas wielbić na kolanach za przerwanie tej katorgi z Arystotelesem.
- Wpędzimy go do grobu.
- A kogo to obchodzi? – Wzruszył ramionami i założył kask, a ja poszedłem za jego przykładem. – Najpierw się rozdzielamy.
            Położyliśmy dłonie na kierownicach. „Na trzy” wcisnęliśmy gaz i ruszyliśmy z wielkim rykiem.
            „Bestie” dostaliśmy od Aresa. Sprowadził nam je z Japonii, ale chyba tylko po to, żebyśmy mieli świadomość, że je mamy. Nie mogliśmy jeździć po Olimpie, a na ziemię nie schodziliśmy. Więc nasze czarne Yamahy stały nieużywane w komnacie, która robiła za garaż. Aż do teraz. Bo zasady są po to, aby je łamać.           
Sprawnie wymijałem posągi stojące na korytarzach, wchodziłem w zakręty, uważając, by nie wpaść w poślizg. Czułem narastającą adrenalinę. Uśmiechałem się sam do siebie, szczęśliwy, że łamię zakaz i nikt mi nic nie zrobi. Lub właśnie zrobi, ale o to chodzi w zabawie. Nie ma zabawy bez ryzyka. Podejmowaliśmy je z Rocky’m bardzo często. Byliśmy z tego znani.
            Motory narobiły wystarczająco hałasu. Z klas wylali się uczniowie i nauczyciele – pomniejsi bogowie lub postacie historyczne, jak starożytny król Minos. Ich zaskoczone, pytające spojrzenia sprawiały mi jeszcze więcej frajdy. Mijałem ich niezwykle szybko i po chwili wjechałem w główny hall. Z naprzeciwka wyjechał Rocky. Ostatni, długi przejazd najszerszym korytarzem. Słyszałem krzyki filozofa.
- Napadli na nas! O bogowie, ratujcie! Czarne demony zła wdarły się na Olimp! Aresie, obrońco!
            Czarne skórzane ubrania dla Arystotelesa oznaczały tylko demony, których panicznie się bał. I właśnie dlatego nigdy nie rozstawałem się ze skórzaną kurtką.
            Zapatrzony w drzwi szkoły, przez które mieliśmy zamiar się przebić, nie zauważyłem jak Enyalios wyrósł przed nami. Wysunął przed siebie obie dłonie. I nagle zapominasz, że to nieśmiertelny bóg. Hamulec! Hamulec!
            Zgodnie z zasadami fizyki moje ciało szarpnęło się do przodu, kiedy motor uderzył w dłoń Aresa. A on nawet nie drgnął. Stał z błyszczącymi niebieskimi oczami i oskarżycielskim wzrokiem. Wmówiłem sobie, by zachować irytującą lekkość, jak gdyby jeżdżenie motorem po szkole było normalne. Równocześnie, ja i Rocky, zdjęliśmy kaski. Wyćwiczyliśmy nawet ten sam rodzaj pyszałkowatego uśmiechu.
- Stoisz nam na drodze – zaczął mój przyjaciel. – Wpakowałeś się nam pod koła. Masz szczęście, że zawodowi z nas motocykliści.
- A ze mnie jest zawodowy zabójca wkurzających ludzi. Złaźcie.
            Szatyn pokręcił przecząco głową i pogłaskał motor, dając znak, że nie zamierza się z nim rozstawać. Mój ojciec westchnął.
- Czyj to był pomysł?
- Zsynchronizowaliśmy mózgi. Chcesz zobaczyć jak łączą się nasze myśli?
- Rocky, ja cię bardzo proszę, nie testuj mojej cierpliwości – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Robię to od lat! Brawo, stary. Nie da się ciebie zagiąć, twardy z ciebie gość. – Rocky poklepał go po ramieniu, a ja wybuchłem śmiechem.
- Wy jesteście niereformowalni! – Atena pojawiła się przed nami z załamanymi rękami.
Zaraz obok niej wyrosła Artemida.
- A mówiłam, że dzieci potrzebują podwórka do zabawy.
- Ale to nie są dzieci! Mają po osiemnaście lat!
- Każdy potrzebuje normalnego powietrza i słońca – kłóciła się bogini.
- Wychowałem się w Meksyku. Mam lekki światłowstręt – wtrąciłem.
- I klaustrofobię – dodał Rocky.
- To akurat nie przez Meksyk. – Znacząco spojrzałem na ojca, ale chyba nie zrozumiał.
- Od razu im autostradę wybudujmy.
- Nie, jest spoko. Marmurowe płytki są nawet lepsze, bo fajnie się na nich ślizga. – Brązowooki z przekonaniem kiwał głową.
              Staliśmy tak kilka minut, rzucając sobie nawzajem spojrzenia. Od Aresa na Artemidę, z Artemidy na Atenę i z powrotem na Aresa. Oczywiście cały czas pamiętaliśmy o lekceważącym uśmiechu. Nasz ukochany profesor wtrącił się, napominając, jak źli z nas chłopcy i że wystraszyliśmy go na śmierć, a przecież wciąż stał o własnych siłach. Tłum na korytarzu już dawno zniknął. Zapewne spodziewali się, że dostaniemy nudy wykład, którego nie warto słuchać.
            To, co usłyszeliśmy nawet nie przemknęło nam przez myśli.
- Dobra – po dłuższej chwili odezwał się Ares. – Będę was zabierał ze sobą na ziemię, ale błagam, przestańcie znęcać się nad Arystotelesem i przestańcie robić rzeczy, których nie wolno robić.
- Ty tak serio? – upewniłem się.
- Nie. Na niby – sarknął.
- Co na to ojciec? – Atena nie kryła zdziwienia.
- Jakoś nie bardzo mnie to interesuje. – Skierował się do wyjścia ze szkoły, a boginie pobiegły za nim.
- I widzisz, co robisz?! Sam dajesz mu zły przykład!
            Przybiliśmy piątki. Mogliśmy być z siebie bardzo zadowoleni. Wymuszenie zabierania nas na misje nie do końca leżało w naszych planach. Oczywiście, bardzo się cieszyliśmy i nie kwestionowaliśmy decyzji boga. Pragnęliśmy choć raz na jakiś czas poczuć się normalnie. W naszych wygłupach chodziło przede wszystkim o dobrą zabawę i irytowanie nauczycieli. Nie myśleliśmy, że przyniesie to takie skutki.
- Będą nas wielbić.
- Będą – zgodziłem się.
Zsiedliśmy z motorów i ruszyliśmy do klasy. Wiedzieliśmy, że nie musimy ich odprowadzać, ponieważ znikną same. Zawsze magia po nas sprzątała. Przerwaliśmy Arystotelesowi w połowie zdania. Obrzucił nas nienawistnym spojrzeniem i kazał zająć miejsca. Nie opłacało nam się to ani trochę, ponieważ minutę później zadzwonił dzwonek. 
~*~
Herosi!
Wiedziałam, że ten blog nie spotka się z wielkim entuzjazmem, ale nie sądziłam, że będzie aż tak źle. Powiedzcie przynajmniej, co jest źle i co Wam się nie podoba.
~Livia~

EDIT: Wbijajcie na nowego one shota.
http://r5elims.blogspot.com/2015/06/006-one-shot-alexander.html

5 komentarzy:

  1. Motocykle :3
    ♥♥♥♥
    Rozdział świetny, tak samo jak cały blog.
    Nie mam powodu, żeby Cię okłamywać.
    Wśród bogów, 18-latkowie z pewnością mogą uchodzić za dzieci :)
    Opis przemiany Daniela, bardzo mi się skojarzył z przemianą Dereka w trylogii "Najmroczniejsze moce" Kelley Armstrong :)
    Jeśli tego nie czytałaś to polecam :)
    Co to fabuły...
    Hades ♥.♥
    Scena z nim i Aresem najlepsza :3
    Taka mroczna, tajemnicza, trzymająca nas w niepewności :3
    I pojawiła się Artemida :3
    Mój biedny Ell ;c
    I Rocky w sumie też ;c
    Jak oni są rozdzieleni, moje serce krwawi!
    Nie wiem czemu ten blog nie spotkał się z entuzjazmem.
    Jest bardzo dobry.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Livs kochana. Dopiero teraz doczłapałam na twojego bloga i przeczytałam rozdział 2 i ten. Jest mi przykro, bo obiecywałam komentowanie, a wyszło jak zwykle. Czyli źle. Totalnie nie wiem od czego zacząć, bo teoretycznie 2 posty mam zaległe i dobrze byłoby zacząć od rozdziału 1. Jednakowoż pamięć mi wysiada i pamiętam, że było tam wino, a Daniel się całował bodajże z Afrodytą. A tak, jeszcze była tam Rydel. Rydel i Daniel. Tak? Sprawdziłam. Tak.
    Na całe szczęście pamiętam dokładnie jak bardzo zachwycałam się całą treścią rozdziału. Demigods jest totalnie inne od Friendship. Piszę to, bo bałaś się, że to, co napisałaś jest takie 'nie twoje'. (nie czytałam Cali Girls, więc tu się nie wypowiem, ale do Friendship odnieść się mogę)./ Inna tematyka, inne postacie. To może stąd miałaś takie wrażenie. Nie wiem czy Ci to pisałam, czy nie. Kij z tym. Najwyżej zajmię mi to więcej miejsca w komentarzu, o. Patrz jaka jestem sprytna.
    Dobra, rozdział dwa. Prosiłabym więcej perspektywy Rockiego(tak, jest i tym rozdziale!). Dobra, czarownice, rody, żywioły i w ogóle jeszcze ogarniam. Jednakowoż boję się, że im więcej informacji tym więcej rzeczy będę zapominać. Jak dobrze, że mam Cię na Facebooku. Jakbym zaczęła pytać o rzeczy, które był nie śmiej się ze mnie, haha. Cud, że jeszcze ogarniam imiona bohaterów i tych wszystkich bogów. Co jeszcze mogę dodać? Uwielbiam to, jak Riker opisywał Atenę. Atena jest jedną z moich ulubionych bogiń, zawsze ją najłatwiej zapamiętywałam na kartkówki. No po prostu ją lubię, i w mitologi, i tu, na Demigods.
    A wiesz co jest zabawne? Że chciałam skomentować wszystko pod rozdziałem drugim, ale weszłam rano na bloggera i zobaczyłam nowy rozdział.
    Bardzo spodobał mi się i ten trzeci rozdział. Wszystkie notki są genialne, no co zrobić. Ale ten spodobał mi się wyjątkowo. Po pierwsze - wybryk Daniela i Rockiego. Okey, dziwnie piszę się imię Rockiego w zestawieniu ze słowem 'wybryk', bez Ellingtona. Za bardzo przyzwyczajona jestem do kompanów Rockiego i Ratliffa. Aczkolwiek podobało mi się, takie coś innego, nieszablonowego, można by rzec. Druga sprawa - wilkołaki. Opis przemiany, tych zdolności. No ogólnie cudo, bardzo przyjemnie mi się o tym czytało. Ogólnie coś ostatnio mnie wzięło na tematykę fantasy, bogowie, zjawiska nie z tej ziemi, przemiany i te sprawy. Dobrze, że mam takie Demigods w zakładkach, bo w bibliotece ciężko znaleźć dobrą książkę na ten temat. A ty mnie wyjątkowa zaciekawiłaś.
    Czekaj... Miałam napisać co jest źle? E, czasem nie ogarniam kto, co mówi, ale to ja, nie przejmuj się, haha, czytam za szybko. A, i szablon. Ten twój był lepszy!
    Jakbyś dodała rozdział między 30 czerwca a 10 lipca, a nie będzie skometowany przeze mnie, wiedz, że to nie lenistwo, a to, że będę na obozie. Nienawidzę komentować na telefonie.
    Tak się usprawiedliwiam na zapas.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny - szczególnie fragment z metamorfozą Daniela.
    Nie wiem co tak ludzi wymiotło stąd - może się wystraszyli, że nie znają mitologii, ale to wcale nie przeszkadza :)
    Pozdrawiam i czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Popieram Rikeroholic ;) Opis metamorfozy, boski ^^
    Mi się najbardziej podobała akcja z tą przejażdżką po szkole, no i metamorfoza Daniela z perspektywy Raquelle :D Wiem, że wcześniejsze komentarze były dłuższe, ale nie chce mi się komentować, a chamskie by było gdybym tego nie zrobiła, choć obiecałam :) Wszystko jest świetnie, nic nie musisz zmieniać. Uwielbiam mitologię, fantasy rządzi, a twój styl pisania wymiata! :)
    Heros Tinsley się żegna i, oczekuje kolejnego bombowego rozdziału! ^-^
    Tin xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahah... Jak ja uwielbiam Rockiego i Danela w tym opowiadaniu... Są zajebiści... Podobnie jak blog... Chyba po raz pierwszy zostawiam po sobie komentarz na tym blogu, prawda? Czy, już wcześniej komentowałam? Bo nie pamiętam... Mam zaawansowaną sklerozę, więc, sama rozumiesz... Aha, no i oczywiście rozdział jak zawsze genialny, żeby nie było... Mogę się do czegoś przyznać? Dobra, powiedzmy, że mogę xd... Szczerze mówiąc na początku nie mogłam się połapać w tym blogu... A mam 5 z historii... No cóż, wrodzona tępota, co się dziwić? Tak, czy siak, to minęło... Dobrze się wczytałam w tą opowieść i nagle wszystko rozumiem... Brawo dla mnie!!!! Hahah, co namyśliłaś się co do Raury? xd
    A byłam pewna, że Raura się nie pojawi... Ale szczerze mówiąc wcale by mi to nie przeszkadzało... Czytałabym ten blog nawet gdyby był o... No nie wiem... Muminkach... Bo naprawdę genialnie piszesz. Nie jestem fanką Raury, i tak trochę nie rozumiem fascynacji tą parą, ale też nie potępiam... W sumie para byłaby z nich całkiem ładna... No to mogę przyznać... Ale muszę przyznać, że po prostu kocham czytać o tej parze blogi... Sama nwm czemu, po prostu mnie ciekawią... Ale to pewnie ze względu na wielki talent dziewczyn, które piszą moje ulubione blogi, które są właśnie o tej parze... Dla mnie nie liczą się bohaterowie danej opowieści, ale treść... I to pewnie dla tego na liście moich ulubionych blogów ( tak, twój blog też figuruje na tej liście...) znajduje się kilka ( no dobra, dużo) blogów o tej parze. xd No nie ważne... Za bardzo już się rozpisałam o tych głupotach... Więc... Rozdział wspaniały i strasznie ciekawy... Czekam na next...
    Ps, nic nie robisz źle, blog jest genialny!
    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń