niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 2

#Riker
            Siedzieliśmy w sali biesiadnej. Stoły obstawione były zestawami śniadaniowymi, jak to nazywaliśmy. Potrawy z całego świata magicznie pojawiały się zanim przychodziliśmy. Nie byliśmy nawet pewni, czy ktoś gotuje, czy „pożyczają” jedzenie z restauracji. Było wszystko. Od najzwyklejszych płatków zbożowych i pancakes, po dziwne rzeczy, których nie miałem odwagi spróbować.
            Mieszałem w mojej jajecznicy i przesuwałem bekon z jednego końca prostokątnego talerza na drugi. Głowę podpierałem na łokciu i jęczałem za każdym razem, gdy coś stuknęło. Ból rozsadzał mi czaszkę. Wino Dionizosa było smaczne, ale domyślałem się, że co najmniej połowa jego zawartości to czysty alkohol.
            Była dziewiąta rano. Wszyscy półbogowie siedzieli w jednym miejscu. No, z wyjątkiem tych, którzy z różnych przyczyn leżeli w Uzdrowisku, a po ludzku – w szpitalu. Nie dane nam było wyspanie się. Zajęcia były zawsze. Nawet w niedzielę, ponieważ bogowie nie uznawali tego za dzień święty, jak myślała połowa świata. I tak miałem lżej. W każdą sobotę udawałem się do archiwum, które prowadziła Atena.
            Po tak wielu latach dokumenty nadal były nieuporządkowane. Nadal ich przybywało, niektóre potrzebowały odświeżenia i zabezpieczenia przed rozpadem, inne trzeba było uzupełnić o nowe informacje. Pochłaniało to bardzo dużo czasu i choć bogini miała na to całą wieczność, prosiła nas o pomoc, by układać wszystko na bieżąco. Lubiłem to zajęcie. Dzięki temu miałem dostęp do tajnych informacji, prawdziwych źródeł historycznych i wiedzy ogólnej. Można rzec, że byłem nieco mądrzejszy od grona moich najbliższych przyjaciół. Czasem jakaś informacja zapadała w pamięć, a później mogła się przydać.
            Lubiłem też Atenę. Niezbyt wysoka bogini o czarnych włosach i dużych brązowych oczach, choć surowa, była bardzo miła. Chętnie pomagała, chyba że była zobowiązana do milczenia. Znała odpowiedź na każde pytanie, więc granie z nią w quizy nie miało najmniejszego sensu. Na pytania: „czym jest…” machinalnie wypowiadała mniej lub bardziej złożoną formułkę. Nie raz opowiadała mi prawdziwe wersje niektórych mitów lub w ogóle nieznane nikomu oprócz bogów fakty. Uwielbiała opowiadać biografie jej ulubionych herosów. Kiedyś przez dokładnie cztery godziny opowiadała mi o życiu Achillesa zanim wyruszył pod Troję. Wiedziała, że mi może spokojnie opowiadać, bo nie zasnę w połowie jak niektórzy. Fascynowałem się tym, podobnie jak ona. Miałem wspólny język z Ateną. Owszem, była też uparta i, jeśli dobrowolnie nie chciała, nie można jej było zmusić. Co najwyżej, ściągało się na siebie jej gniew. A tego nie chciał nikt.
            Spojrzałem na Rocky’ego, który siedział obok mnie. Długie włosy związał w ciasny kucyk – pozostałość po zespole. Nie chciał z tego rezygnować, ale wiedział, że musi dla własnego dobra. Nie zmienił się. Może trochę. Teraz mógł sobie pozwolić na latanie na miotle, jazdę motorem po szkole, podpalanie i niszczenie wszystkiego, co i tak się naprawiało. Solówkę na gitarze potrafił zagrać nawet o trzeciej w nocy. Całe szczęście dziadek sprawił, że nikt go nie słyszał. Oczywiście nie powiedzieliśmy o tym Rocky’emu. Zawsze wykręcaliśmy się tym, że Hypnos daje nam dodatkową porcję pyłku nasennego.
Koncerty nadal normalnie się odbywały. I tu, gdzie mieszkaliśmy, i na ziemi. Klony. Dziwacznie było rozmawiać z samym sobą. Ten drugi Riker był w porządku. Mógłbym się z nim zaprzyjaźnić. Był mną – człowiekiem z fajnym głosem, który ogarnia grę na instrumentach i potrafi skakać po scenie. Zastanawiało mnie tylko, gdzie śpią nasze klony i co ze sobą robią, gdy nie koncertują, spotykają się z fanami, nie udzielają wywiadu. W końcu nasi rodzice też tu byli, więc opcja „mieszkają w naszym domu” odpadała.
- Ale zamulacie – westchnął Ross, wyrywając nas z zamyślenia. – Przyznawać się, kto pił wino?
- Kilka drinków też się liczy? – zapytała Rydel. – Chyba wypiłam cztery.
- Właściwie to siedem – wtrącił Daniel. – Byłaś totalnie zalana, kiedy twój chłopak odprowadził cię do pokoju.
- On ma imię – oburzyła się.
- Nie podoba mi się. – Wzruszył ramionami i przełknął ostatni kęs francuskiego rogalika.
- Ja nie chcę wiedzieć, co się działo po tym, jak Peter cię odprowadził. – Rocky zawsze musiał wtrącić swoje trzy grosze, a mnie krew zalewała. – Rik, właśnie zgniotłeś widelec.
            Spojrzałem na zaciśniętą pięść, w której trzymałem skręcony widelec. Siła to coś, nad czym dopiero uczyłem się panować.
- I tak nie jestem głody. Najchętniej wróciłbym do łóżka.
Podniosłem kielich z napojem bogów – nektarem. Obowiązkowo musieliśmy wypijać nektar każdego dnia przy śniadaniu. Właściwie było to dobre. Nasze ciała starzały się wolniej, zatrzymywaliśmy piękno.
Do naszego stolika podbiegł Ellington. Przez to, że nie pochodził od Wielkiej Trójki nie spędzaliśmy ze sobą już tak dużo czasu. Mieliśmy inne zajęcia i obowiązki. Ubolewaliśmy nad tym. Szczególnie Rocky. Na szczęście był jeszcze Daniel. Pod pewnymi względami przypominał Ellingtona, ale były też między nimi znaczące różnice. Fakt faktem, że Rocky pokochał go jak brata już pierwszego dnia i odtąd Daniel nie odstępował nas na krok.
- Słyszeliście najnowsze wieści? – Szatyn mówił szybko i szeptem.
- Nie. Co się stało? – Rydel patrzyła na niego z wyczekiwaniem.
- Mają kolejną czarownicę.
- Nie żartuj!
            Czarownice pochodziły od bogini czarów i magii – Hekate. I tyle o nich wiedzieliśmy. A przynajmniej mieliśmy wiedzieć. Tajne akta w archiwum zawierały szczegółowe informacje na ich temat. My, półbogowie, mieliśmy tylko wiedzieć, że czarownice są złe i trzeba je łapać i sprowadzać przez oblicze Dzeusa.
- Jak dalej będą tak postępować to doprowadzą do wojny – fuknąłem. – Kto ją złapał?
- A jak myślisz? – Ratliff popatrzył na miejsce, gdzie siedzieli bogowie, a my podążyliśmy za jego wzrokiem.
            Naraz otwarły się drzwi sali, a do środka wkroczył bóg, którego brakowało. Ares, bóg wojny aka ojciec Daniela. Śmiertelnie niebezpieczny w znaczeniu dosłownym. Wysoki, czarnowłosy, niebieskie oczy i idealnie wyrzeźbione mięśnie. Ares ubierał się czarne spodnie, skórzane kurtki i pilotki. Ciężko go jednoznacznie opisać. Miał ciężki charakter. Ale dwie rzeczy wiedzieliśmy na sto procent – jest wierny swemu ojcu i kocha swoje dzieci. Szczególnie najmłodszego syna.
            Z hollywoodzkim uśmiechem na twarzy przeszedł obok nas, nie zapominając o czułym zmierzwieniu loczków Daniela. Bracia naszego przyjaciela, którzy siedzieli przy innych stolikach, patrzyli na niego z pewną zazdrością.
- Któregoś dnia mnie zabiją – szepnął niebieskooki.
- Ale najpierw ty zrzucisz Enyaliosa do Tartaru za psucie fryzury – zachichotała Rydel. – Nie poprawiaj ich. – Lekko uderzyła go w dłoń, gdy próbował odgarnąć włosy. – Tak jest ładnie.
            Ares wyróżniał Daniela na tle swoich dzieci. Był jego oczkiem w głowie. Zawsze pamiętał o jego urodzinach, imieninach, tradycjach, do których był przyzwyczajony. Nietypowe prezenty, jak na przykład Diablo – kary fryzyjczyk albo miecz Hektora, były na porządku dziennym. Inni mu tego zazdrościli. Podobno przed naszym przybyciem miał problemy. Nie potrafił odnaleźć się w tym świecie. Cóż, my wiedzieliśmy o tym od zawsze, on dowiedział się nagle.
- Ojcze! – zawołał Ares, kłaniając się dziadkowi. – Przynoszę dobre wieści. Opłacało się spędzić noc poza Olimpem.
            Wykonał gest ręką, a dwóch Myrmidonów, legendarnych wojowników Achillesa, wprowadziło dziewczynę. Na oko miała siedemnaście lat. Piękne brązowe włosy były w nieładzie. Widać było, że się szarpała, bo ubranie było rozdarte w niektórych miejscach, a na policzku miała zaschniętą krew. Próbowała zachować wyzywającą minę, ale jej brązowe oczy wyrażały tylko strach.
- Jedyna córka Morgany. Jestem ciekaw, jak jej matka zareaguje.
            Bogowie siedzieli na końcu pomieszczenia, na pewnym podwyższeniu. Dziadek uśmiechał się i z uznaniem kiwał głową. To samo czynił dziadek Daniela. Boginie raczej nie przejmowały się obecnością dziewczyny. Atena zawsze była niewzruszona, bo wiedziała, że polowanie może skończyć się źle.
- Zabierz ją i dopilnuj, by nie mogła uprawiać magii.
            Takie przedstawienia miały miejsce raz na jakiś czas. Bogowie pokazywali, jacy to są potężni i silni. Nie wiem, co chcieli udowodnić. Konflikt z czarownicami rozpoczął się w średniowieczu, kiedy ludzie widzieli w nich samego diabła i palili na stosach lub topili. Podobno czarownice zrobiły coś, za co na wieki ściągnęły na siebie gniew Aresa. Nienawidził ich i uprzykrzał życie na każdym kroku… Lub całkowicie go pozbawiał.
- Jeśli czujecie się tak jak wyglądacie to zapowiada się ciężki dzień. Dlatego cieszę się, że go razem nie spędzamy.
- Ciebie też miło widzieć, Raquelle.
- Mówcie, co chcecie. Ja mam dobry humor. To było świetna impreza. – Dan uśmiechał się, a jego oczy błyszczały.
- Przynajmniej jeden zadowolony.
- Ja też się cieszę – odezwał się mój młodszy brat. – Ares zabiera mnie do XV wieku.
- A ja idę z Eos do XV wieku! – Raq przysiadła się do nas. – Który rok?
- Nie wiem. Jadę na wojnę, więc nie sądzę, żebyśmy się spotkali.
- Co to miało znaczyć? – oburzyła się.
- To, że jesteś śliczną i delikatną dziewczyną, a dziewczyny nie walczą w średniowiecznych bitwach.
- Jesteś głupi. – Założyła ręce na piersi. – Walczę świetnie! A w ogóle to nie odzywaj się do mnie.
            Wstała urażona, fuknęła i odeszła. Spojrzałem na rozbawionego szatyna. Uwielbiał się z nią droczyć. Wiedział, że i tak odezwie się do niego jeszcze tego samego dnia.
- Ależ, Eleno, nie odchodź! – krzyknął na całą salę. – Już będę twoim Damonem!
            Z marnym skutkiem próbowaliśmy zdusić śmiech. Odsunęliśmy talerze i położyliśmy się, płacząc. Raquelle zatrzymała się w połowie drogi i odwróciła, mrużąc oczy. Lewa ręka do łokcia zrobiła się czarna, a paznokcie przeobraziły się w pazury. Twarz także zaczęła się przeobrażać i pokrywać czernią. Błysnęły oczy pumy oraz ostre kły. Wydała z siebie głośne warknięcie, a włosy na karku stanęły mi dęba. Następnie z powrotem przybrała w pełni ludzką postać, poprawiła włosy i odeszła.
- Na twoim miejscu nie spałabym tej nocy. – Delly przyjaźniła się z Raq i doskonale znała jej charakter. Z Raquelle się nie zadziera. Nigdy.
 
#Rocky
Wymachiwałem mieczem niemal na oślep. Ciąłem wrogów na wskroś. Tyle, że oni nie byli moimi wrogami. Nie opowiedzieliśmy się po żadnej ze stron. Byliśmy tam i walczyliśmy. Właściwie, tylko ja walczyłem, a on wydawał mi polecenia. Ot taki sobie trening w praktyce.
- Po prawej! – krzyknął. – Lewo!
            Raz po raz odpychałem rycerzy. Ciemna krew spływała po mojej zbroi. Czułem pewien niesmak w ustach, ale nie okazywałem tego. Dopiero, kiedy kawałki mózgu z rozpłatanej czaszki poleciały na mnie, krzyknąłem z obrzydzenia.
- Masz dość? – śmiał się.
- Nie czuję rąk, burczy mi w brzuchu, a moje włosy wyglądają tragicznie. Jestem uwalony krwią, błotem i mózgiem. Koszulka przykleiła mi się do pleców. Tak, mam dość. – Oparłem się na rękojeści miecza zatkniętego w ziemię. Nie musiałem się obawiać ciosów. Aura wokół niego chroniła mnie.
- Och, moje ty biedactwo – powiedział z udawaną troską. – Myślę, że wystarczy na dzisiaj. Dobrze się spisałeś.
- A powiesz mi, kto wygra?
- Cóż, to tylko jedna bitwa. Ten konflikt ciągnął się przez wieki. Fakt faktem, że powinni byli ich pokonać, gdy mieli okazję, a nie okazywać łaskę. Ale tego dowiesz się na lekcjach historii, gdy już przerobicie calutką starożytność.
            Wypowiedział coś po starogrecku. Kare rumaki ciągnące rydwan przygalopowały z nieba. Popchnął mnie do powozu. Zacisnął palce na moim przedramieniu i strzelił z bata. Konie ruszyły wściekłym cwałem, wzbijając się w przestworza. Żołądek podszedł mi do gardła, jak za każdym razem, gdy podróżowaliśmy z prędkością światła. Zaletą było to, że po kilku minutach osiedliśmy na dziedzińcu. Przekazał rydwan Ganimedesowi, przypominając o ostrożności. Ares nie miał normalnych koni. One wszystkie były piękne i niebezpieczne. Jedynie Diablo był trochę spokojniejszy, bardziej oswojony, by Daniel mógł na nim jeździć.
            Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Byłem wykończony. Ostatnie siły wykorzystałem na przebiegnięcie do pokoju, tylko po to, by szybciej rzucić się na łóżko.
Ross siedział na swoim łóżku w samych spodniach i wycierał wacikami ślady szminki z twarzy. Spojrzałem na niego i uniosłem brew.
- Nawet nie pytaj – burknął. – Gdzie byłeś?
- Grunwald 1410 rok. A ty, zgaduję, że u Afrodyty?
            Pokiwał głową. Zaniosłem się niepohamowanym śmiechem aż z moich oczu poleciały łzy. Rzucił we mnie poduszką, nadal mając oburzoną minę.
- Ładna blacha, Rocky. – Riker dołączył do nas z szerokim uśmiechem. – Witaj, Ross. Widzę, że test u Afrodyty oblany.
- To nie był test.
- Był. Serio? Myślicie, że Afrodyta uczy nas, na czym polega miłość i piękno? Jak dbać o swój wygląd? – Pokiwaliśmy równocześnie głowami, a brat westchnął. - Przede wszystkim uczy nas hamować pożądanie. Czarownice są piękne i uwodzą. Jeśli oprzecie się Afrodycie, oprzecie się innym. Każde zajęcia u bogini to test. Będzie działać na was swoim pasem aż wyćwiczycie silną wolę. Odmówienie jej będzie równoznaczne z ukończeniem tych zajęć.
- Dlatego już do niej nie chodzisz… - Rossa olśniło. – Za którym zarazem się oparłeś?
- Ja… - zawiesił głos. – Na mnie nie działa jej moc. Jest piękna, podoba mi się, ale nic poza tym. Z resztą, wygląda jak Rydel. Nie mógłbym żywić jakichkolwiek uczuć do siostry.
            Riker pomógł mi zdjąć rycerską zbroję. Nie wiem, jak ludzie w XV wieku mogli nosić takie blachy. Sądziłem, że wtedy byli już bardziej cywilizowani, a tu się okazuje, że spartańscy hoplici z kilkunastu wieków przed, mieli lepsze stroje bojowe. Poczułem się lekki, kiedy ten żółwi pancerz opadł ze szczękiem na ziemię. Pod spodem miałem koszulkę, dodajmy, że totalnie przepoconą. Bałem się wejść do łazienki, żeby nie doznać szoku po zobaczeniu odbicia w lustrze. Ale jak mus to mus. Nie było tak źle, jak się spodziewałem. Szybki prysznic dla odświeżenia i na powrót byłem przystojnym, młodym księciem. Z mokrą szopą i bez ubrań.
            Owinąłem się ręcznikiem wokół bioder i wyszedłem, wypuszczając kłąb pary wodnej. Sięgnąłem do szafy po czystą koszulkę, spodnie i bieliznę.
- Rik, bądź tak dobry i odparuj mi wodę – spojrzałem przymilnie na brata. Wyciągnął dłoń przed siebie. Zawisła luźno w powietrzu, a on ściągnął brwi. Głowa zaczęła mi syczeć, jeśli można tak to nazwać. „Dymiła” brzmi lepiej. Po kilku sekundach moje włosy były całkowicie suche. – Dzięki, bro.
            Półbogowie od Wielkiej Trójki nie mogli praktykować magii żywiołów. Podejrzewaliśmy, że jesteśmy zbyt silni i zwyczajnie boją się, że zrobimy coś złego, wykorzystamy moc do złych celów. Nasza rodzinka wraz z Danielem potajemnie praktykowała naukę żywiołów. Rydel i Daniel panowali nad wodą, Ross i Ryland nad powietrzem, ja nad ogniem, a Riker był ciekawym przypadkiem. Panował nad wszystkimi żywiołami, dlatego to on nas uczył. Jego ulubionym był ogień, ale równie świetnie raził sobie z pozostałymi.
            Wróciłem do łazienki i przebrałem się. Mój brzuch ponownie upomniał się o jedzenie i nie szło mu przetłumaczyć, że półbogowie odżywiają się zdrowo i nie dostanie jedzenia wcześniej niż ustaliła Demeter. Głupie zasady. Byłem głodny, a do kolacji zostało jeszcze trochę czasu. Zacząłem zastanawiać się, co jeszcze wymyślą nam tego dnia. Zapewne zaraz wpadnie dziadek Apollo i zapyta, czy widzieliśmy już swój własny koncert.
Nasza rodzina jest pogmatwana. Mama mamy, babcia Ismena, była córką Afrodyty i jakiegoś śmiertelnika. Rzecz jasna, była piękna. Wpadła w oko Zeusowi i tak oto powstała Stormie. A tata? Mama taty, babcia Niobe, była córką Aresa i śmiertelniczki. Apollo był nią oczarowany i tak oto powstał Mark. Piękni, waleczni, utalentowani muzycznie, wykazujący dziwne zdolności, jak na przykład władza nad żywiołami – to my – Lynchowie, czyli ród Zeusa. Gdyby rozwinąć nasze drzewo genealogiczne wyszłoby, że Zeus jest pra pra pra i tak dalej dziadkiem taty, a nadal ojcem mamy. Wszystko zostaje w rodzinie. Dzieci pochodzące od Wielkiej Trójki są najlepsze. Ale załóżmy, że przechodzą „na ciemną stronę mocy”. Wtedy jest problem. Dlatego trzej bracia założyli po jednym rodzie. Zeus – Lynchowie, Posejdon – Lahey’owie, Hades – Erysowie. Dzieci z tych rodów otoczone są szczególną opieką już od dnia narodzin. Wpaja im się ogólnie panujące zasady i uczy o wspaniałości bogów, aby tylko w przyszłości stały po ich stronie. Mama trochę nam tego zaoszczędziła i chwała jej za to. Mieliśmy normalne dzieciństwo i okres dorastania.
- Rocky, żyjesz? – Dopiero głos Rossa sprawił, że się ocknąłem. - Ja wiem, że ta ściana jest niezwykle interesującym obiektem, ale gapisz się na nią od jakichś siedmiu minut.
- Powiedzcie, że mamy jeszcze trochę truskawkowych żelków, bo umrę – jęknąłem.
            Blondyn zajrzał pod łóżko i wyciągnął drewnianą skrzynię. Skrzynię skarbów. Skrzynię, która ratowała nam życie.
- Chyba trzeba będzie uzupełnić zapasy. – Podał mi torebkę żelków, na którą rzuciłem się łapczywie.
- Spoko. Powiem Danielowi, że jutro robimy włam do Demeter.
            Wkradanie się do komnaty bogini, która wciąż eksperymentowała z pożywieniem, było dla nas normalne. Pracowała ona nad unicestwieniem GMO oraz innych szkodliwych substancji, które wymyślili ludzie. Aktualnie była przygaszona, ponieważ Kora przebywała w Hadesie. Nie lubiłem jej takie smutnej, ale nic nie można było na to poradzić.
            Rzuciłem się na miękki materac, Rik zrobił to samo.
- Niech jutro stanie coś fajnego. – Ross chował skrzynię. – Już dawno nie zrobiliście niczego zabawnego. – Patrzył na mnie z wyrzutem.
- Teraz idę spać. Licz, że przyśni mi się jakiś pomysł. 
Zapewnianie rozrywki na nudnym Olimpie było moim obowiązkiem, który sam sobie przydzieliłem. Oczywiście, zawsze towarzyszył mi Daniel. Przynajmniej raz w miesiącu robiliśmy coś, z czego później musieliśmy się grubo tłumaczyć. A oni i tak nic nie mogli mi zrobić.
 ~*~
Witajcie, herosi!
Wiem, że rozdział jest dość późno, ale sprawy rodzinne są ważniejsze.
Hm, Raq to moja ulubiona dziewczyna w tej historii. Cóż mogę powiedzieć? Poznajemy drzewo genealogiczne Lynchów, charakter Raquelle i... kogoś. C:
Ciekawostka 1: Na pierwszym gifie jest czarna pantera, ponieważ nie znalazłam czarnej pumy. :')
Ciekawostka 2:  Morgana jest przywódczynią czarownic, na które poluje Ares. Porwana czarownica ma na imię Scarlet (szkarłat, purpura).
 
Jakieś pytania?
xoxo
~Liv~

3 komentarze:

  1. Jak to możliwe, że jeszcze brak komentarzy!? Myślałam, że to ja w tym tygodniu taka opóźniona, że nie zaglądam na bloggera.
    Rozdział super. Długi, ale przynajmniej ciekawy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział przyjemny :D
    I jest fragment (albo raczej jego część) z Halfblood! :3
    Podoba mi się to, jak Riker opisał Atenę :)
    Chociaż moją ulubioną boginią od zawsze była Artemida :D
    Sama nie wiem dlaczego ^^
    A bogiem Apollo...
    Najwspanialsze rodzeństwo w mitologii ^^
    A tak btw, dlaczego w zakładce Gods nie ma Posejdona?
    Najlepszy fragment w rozdziale?
    Zdecydowanie ten przy stole :D
    Ell na dalszym planie :c
    Smutne :c
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozwaliłaś mnie!
    ROCKY I GRUNWALD XD
    Podobało mi się to jak Rik opisał Atenę...
    Ulubiony cytat z rozdziału mi się zapodział, więc ten też może być, drugi najlepsiejszy
    "Ten drugi Riker był w porządku. Mógłbym się z nim zaprzyjaźnić." :D
    Tu to już zaliczyłam podłogę. Czytałam już rozdział 3 i niepotrzebnie, bo teraz zapomniałm co się działo w drugim, a także w trzecim. Pamiętam akcję z motorami XD Boże. Nie rozumiem czemu tu nie ma milijona milijonów bilijonów kometarzuff o.O Ciekawie wszystko opisujesz i wogóle, a tu z 31 obserwatorów ledwie garstka komentuje. Ja to jestem wniebowzięta, bo blog super i jeszcze głównym bohaterem jest Daniel to już wogóle no i arpiątka - jak ja to mówię XD
    No i znalazłam pierwszy najlepsiejszy w tym rozdziale cytacik:
    "Rik, bądź tak dobry i odparuj mi wodę"
    Zaliczyłam glebę z krzesła i o szafkę sobie plecy obiła, no i obtarłam trzeba dodać, haha :D Masz poczucie humoru, a może to było na poważnie, tego nie wiem xD Wiem tylko tyle, że powinnam sobie jkiś alarm-alert ustawić, by przychodziły mi powiadomienia o twoich rozdziałach w google+ czy cuś w tym stajlu ;-; Powiem ci jedno. Zepsuło mi się 'a' i muszę kilka razy kliknąć, żeby się 'wpykło', więc doceń ten krótki kom, bo już nie mam siły pykać. Jeszcze mi 3 rozdział został do skomentowania, umieram ;-;
    Dziękuję za uwagę.
    Tin xx

    OdpowiedzUsuń