niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 1

CZĘŚĆ PIERWSZA
"We've got the home.
We've got the family.
We've got friends..."









#Rydel
            Muzyka wydobywająca się z głośników rozstawionych dookoła sali co kilka metrów ogłuszała. To był jeden z niewielu wieczorów, kiedy mogliśmy poczuć się jak normalni nastolatkowie. Nie było lekcji, ale wszyscy mieliśmy obowiązek przyjść na mecz. Nie byłam wielką fanką lacrosse, podobnie jak moi bracia. Oglądałam mecze i kibicowałam ze względu na to, że każdy mój kolejny chłopak był w drużynie. Bo sam lacrosse jest nudny, ale zawodnicy już nie. To bardzo ciekawe, umięśnione obiekty gotowe pozabijać się na boisku, aby tylko wykazać, jak silni i niesamowici są. Nasze drużyny nawet nie miały nazw. Grali między sobą, udając, że są z różnych szkół i rywalizują w konkretnym celu. Raz na rok, dziadek pozwalał nam na uczestniczenie w prawdziwych meczach. Magicznie wkręcano chłopaków do finału i wtedy faktycznie gra miała sens. Trzy lata pod rząd zdobyli puchar i zamierzali znowu wygrać.
            Sączyłam cosmo, uważając, by nie upić się za bardzo. Ja, Serena i Raquelle siedziałyśmy na hokerach przy barze i, niczym królowe, obserwowałyśmy naszych poddanych. Od czasu do czasu przekrzykiwałyśmy muzykę, by pogadać. Lub obgadać kogoś. Choć ze wszystkimi starałam się trzymać dobry kontakt, nie zawsze wychodziło.
- A oto i oni!
Serena wskazała na drzwi. Ich skrzydła zostały otworzone zamaszystym ruchem przez mojego najstarszego brata. To ten moment z filmu, kiedy wszystko zwalnia, a dziewczyny wzdychają oczarowane boskim wyglądem chłopaków. Prychnęłam. Uwielbiali wielkie wejścia.
Riker ubrany w ciemne rurki, T-shirt i skórę kroczył na przodzie. Za nim Rocky w czerwonej koszuli i czarnych rurkach. Obowiązkowo przeczesał włosy palcami. I ostatni z wielkiego tria - jak zwykło się ich nazywać – Daniel Isaac Lahey. Bardzo szerokie ramiona gracza lacrosse, wielkie, niebieskie oczy, delikatne, ciemne loczki opadające na czoło. Jego twarz była dziwna. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie ma w niej nic specjalnego, ale wystarczyło się przyjrzeć. Był przystojny. Bardzo. Nie zaprzeczałam. Daniel był inny. Grał w drużynie, ale nie udawał, że jest nie wiadomo, kim, dobrze się uczył, a przynajmniej się starał, był jednym z najlepszych, był pewny siebie, arogancki, czasem wkurzający. Jednak dla mnie zawsze był miły. Trzymał się z moimi braćmi. Byli nierozłączni. Krążyły legendy, że Rocky wskoczył w ogień za Danielem lub na odwrót. Oczywiście taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Miało to tylko prezentować, jak zżyci są ze sobą.
- Gapi się. – Raquelle trąciła mnie łokciem.
- Kto?
- Daniel!
- Bo ty się na niego gapisz.
- Tylko że on gapi się na ciebie.
            Zerknęłam na przyjaciela. Patrzył na mnie tym swoim nieodgadnionym wzrokiem. Uśmiechał się lekko. Nie cierpiałam, kiedy przygryzał wargę swoim specjalnym sposobem, jak to sam nazywał. Wyglądał przy tym niezwykle uroczo, niewinnie i tak... ładnie. Jego usta miały ciekawy kształt. Szczerze, zazdrościłam mu ust. Były duże i pełne, a przy tym ładnie wykrojone.
            Podbiegła do niego dziewczyna i rzuciła mu się na szyję. Wróć, oplotła go mackami, jakby był jej własnością. Daniel nie odmawiał dziewczynom. Był prawdziwym kobieciarzem albo tylko takiego zgrywał.
- To oni są razem czy w końcu nie?
- Nie wiem – odparłam. – Skoro się do niego przyssała to chyba są.
            Lena kleiła się do każdego ładnego chłopaka. Chodziła już chyba ze wszystkimi możliwymi. Pyszałkowata córka Iris. Iris była boginią tęczy, pokojówką najwyższej z bogiń. Podejrzewałam, że zachowanie Leny ma odwrócić uwagę od jej pochodzenia i dowartościować ją. Prawda była taka, że tu wszyscy byliśmy równi, nikt nie zwracał uwagi na pochodzenie i zarobki rodziców, jak to było na ziemi. Lena robiła z siebie pustą lalę, ale skoro miało jej to podwyższać samoocenę, to nie miałam nic przeciwko. Skupiałam się na swoim postępowaniu.
            Tymczasem brązowowłosa łasica zaciągnęła Daniela na parkiet. Prowokacyjne ruchy, które wykonywała, w niczym nie przypominały tańca i wyglądały żałośnie. Tym bardziej, że chłopak wyglądał na znudzonego.
- Wiesz, co nasz mały Daniel dziś zrobił? – Serena zachichotała. – Oczywiście, że nie wiesz. Zakupy w Paryżu były ważniejsze.
- Musiałam wykraść cenny dokument, a że szybko poszło, to zaszłyśmy do paru sklepów. – Wzruszyłam ramionami. – Co zrobił?
- Rzucił się na Petera na boisku, a Fabio leży ze złamanym nosem.
- To on i Peter nie są w tej samej drużynie?! – Przyjaciółka spojrzała na mnie litościwym wzrokiem. - No przecież wiem, że są. Nic mu nie zrobił? Jak się tłumaczył w związku z Fabio?
- Powiedział, że lacrosse to brutalny sport i nie jest mu przykro. A na Petera rzucił się tak po prostu. Twierdzi, że przeszkodziłby mu w zdobyciu punktu, ale mi się wydaje, że chodziło o coś innego. – Raquelle przekrzywiła głowę i świdrowała mnie wzrokiem.
            Peter był moim aktualnym chłopakiem. Chodziliśmy ze sobą już jakiś dłuższy czas. Moja paczka za nim nie przepadała. Cóż, bracia nie tolerowali żadnego z moich chłopaków, a Daniel chyba przejął to od nich. Serena i Raquelle właściwie były obojętne na to, z kim się umawiam. Były prawdziwymi przyjaciółkami, które szanowały moje wybory i życzyły mi wyłącznie szczęścia.
- O wilku mowa – powiedziała szatynka, nim Peter do nas podszedł i poprosił mnie do tańca.

#Daniel
            Nasze życie zmienia się tylko trzy razy. Kiedy rodzice mówią nam, kim jesteśmy - to prawie to samo, co „Mikołaj nie istnieje” – i gdy umieramy. Lecz jest jeszcze jedna rzecz, która zmienia życie. Pierwsze spotkanie z n i ą.
            Pamiętam ten dzień, kiedy po raz pierwszy przekroczyła Bramę otoczona wianuszkiem swoich braci. Miała wtedy szesnaście lat. Wyglądała na przestraszoną, ale doskonale poinformowaną, co teraz nastąpi. Przypominała… Nie, ona była boginią. Jedyna różnica polegała na kolorze włosów. Rozjaśniała je.
            Ktoś mógłby powiedzieć, że miała szerokie ramiona, mocne rysy i duży nos. Prawda jest taka, że pierwotnie Afrodyta była tylko boginią miłości. Dopiero zdesperowany pasterz pragnący miłości najpiękniejszej kobiety podał jej złote jabłko, czyniąc boginią piękna. Gdybym był na jego miejscu, wybrałbym Atenę. Nie ze względu na dar mądrości, ale ze względu na to, że faktycznie była z nich najpiękniejsza. Parys dostał, co miał dostać. Helena była sobowtórem Afrodyty. Potem bogini zadecydowała, że co jakiś czas będzie nadawała swój wygląd śmiertelniczce. W naszych czasach padło na Rydel. Ponieważ mylono je ze sobą, Afrodyta przybrała inną twarz. Blond włosy Rydel sprawiały, że wydawała się młodsza, a piękne brązowe oczy były wyraźniejsze. Sądzono, iż ma czternaście lat. Pragnąłem, bym tak było w rzeczywistości, bo wtedy byłaby młodsza ode mnie.
            Dla mnie była najpiękniejsza. Ale nie tylko ze względu na wygląd zewnętrzny. Była dobra, uczciwa i lojalna, lubiła pomagać, a czasem wychodziła z niej mała diablica. Choć przez kilka pierwszych tygodni wydawała się być przerażona tym wszystkim, zachowywała się spokojnie i cicho, szybko zrozumiała, jak silną jest osobą. Piękna, silna, pewna siebie, niebezpieczna. Z białego kociaka zmieniała się w śnieżną panterę. Dosłownie.
            Osunąłem się po ścianie na ziemię i zamknąłem oczy. Byłem wycieńczony.
- Czy on umiera? – Usłyszałem głos jednego z jej braci.
- Nie. Wczoraj zużył bardzo dużo energii. Kto chce być pierwszy? – Zapadła cisza. – Świetnie, Ross, chodź.
            Na sekundę podniosłem powieki. Mój ojciec nacinał dłoń blondyna, który stał sparaliżowany.
- Jakim chciałbyś być zwierzęciem?
- Nie wiem. Może ptakiem? Lubię latać.
            Piórko leżące na stole w pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy, przyfrunęło na jego dłoń.
- Orle pióro – powiedział bóg.
- Co to znaczy?
- Że będziesz latać. Ptaki uczą się bardzo szybko, więc za kilka tygodni nauczysz się panować nad przemianami.
            Następnie podeszła o n a. Chwilę po tym, jak pierwsza kropla krwi kapnęła na podłogę, otuliło ją białe futro.
- To rzadko spotykane.
- To dobrze czy źle?
- Zależy. Do tej pory Artemida szkoliła tylko gepardzicę i pumę. Ale pantera to chyba prawie to samo, co puma. – Ojciec podrapał się nerwowo po głowie.
Śnieżna pantera była szlachetnym zwierzęciem. Nie atakowała, gdy nie zachodziła taka potrzeba. Raquelle była bardziej impulsywna. Kochała swoje wcielenie i zmieniała się przy każdej okazji. Umilała sobie życie, napadając na ludzi w ciele pumy.
Każdy z nas przemieniał się w zwierzę. Nie zawsze w takie, jakie by chciał, ale często już od dnia narodzin wiadomo było, kto czym będzie. Oprócz przypisanego zwierzęcia, przypisywano nam jeszcze żywioł. Teoretycznie, mieliśmy władzę nad wszystkimi, ale zawsze był ten jeden, w którym byliśmy najlepsi.
Byłem ciekawą mieszanką. Synowie Aresa najczęściej panowali nad ogniem. Ale nie ja. Najwięcej dziedziczy się po dziadkach. Ja pochodziłem z rodu Posejdona, co dawało mi władzę nad wodą w każdej postaci. Bolało mnie to, bo wolałem ogień. Na domiar złego, moim zwierzęciem był wilk. Starożytni nie znali lwów czy tygrysów, więc za najpotężniejsze zwierzę uważali wilka. Czcili go bardzo szczególnie, a w końcu zaczęli utożsamiać go z samym bogiem wojny. Uważali, że wilk jest waleczny i szlachetny. Magicznym cudem wilk otrzymał ogromną moc. Było to zwierzę święte, a przemiana w nie na przestrzeni wieków stawała się coraz trudniejsza. Pełnej przemiany mógł dokonać tylko dorosły, w pełni doświadczony półbóg, czyli taki po trzydziestce. Młodzi przechodzili tylko częściową przemianę. Wyrastały nam pazury i kły, wyostrzały się zmysły, ale nadal pozostawaliśmy w ludzkim ciele. Byliśmy wilkołakami. Nie można było dokonać reklamacji. Chętnie wymieniłbym wodę na ogień i wilkołactwo na cokolwiek innego.
- Daniel, obudź się!
            Stałem na korytarzu przed salą balową, w której urządzono nam dyskotekę na odstresowanie i pozbycie się pomeczowej adrenaliny. Riker machał mi ręką przed twarzą.
- Młody, ale masz odlot – zaśmiał się. – O czym myślisz?
- O życiu. – Wzruszyłem ramionami. – Tak mnie jakoś wzięło na przemyślenia o sensie istnienia. Tańczyłem z Leną, ale było nudno, więc poszedłem. A ty, czemu nie tańczysz?
- Piję. – Uniósł złoty kielich do góry i wziął mały łyk napoju. – Nowe wino Dionizosa. Podobno piekielnie mocne, więc degustuję. Słodkie i już mi się kręci w głowie. Chcesz?
- Mam osiemnaście lat. – Przypomniałem mu z uśmiechem.
- Winę za upicie nastolatka biorę na siebie. – Podał mi kielich, a ja podniosłem go do ust i przechyliłem. – Młody, bo w nałóg wpadniesz! – Wyrwał mi naczynie.
- Smaczne.
- Prawda. Ale pamiętaj, jakby coś to nie ja ci dałem. Idę po dolewkę. Będziemy tańczyć całą noc, by coś tam dalej! – wrzeszczał na całe gardło.
            Nowe wino Dionizosa działało niezwykle szybko, nawet po niewielkiej dawce. Rik był tego doskonałym przykładem. Ale nie tylko on.
            Afrodyta wyłoniła się znikąd. Miała na sobie skórzaną sukienkę przylegającą do ciała, która podkreślała jej kształty. W miarę, jak zbliżała się do mnie, jej włosy robiły się dłuższe i jaśniejsze, a twarz przeistaczała się w tą prawdziwą. Była Rydel. I wiedziała, jak to na mnie działa. Przycisnęła mnie do ściany, złapała za ręce i przesunęła je na swoje pośladki, po czym wpiła się w moje usta. Objęła mnie za kark, jakby bała się, że ucieknę. Z jakichś powodów moc jej pasa nie działa na mnie tak mocno jak na innych. Mogłem się spokojnie oprzeć pokusom, jakie rzucała. Ale nie chciałem. Afrodyta była mistrzynią pocałunków, co raczej jest oczywiste.
            Nagle ktoś nam przerwał, z czego nie byłem ani trochę zadowolony.
- Przypominam ci, że masz męża. – Mój ojciec patrzył na nią oskarżycielsko.
- A ty masz bardzo ładnych synów. – Była pijana. Bardzo pijana. Poklepała go po torsie. – Dobra robota. Mógłbyś mi jednego dać na urodziny.
- Ciekawe, którego – prychnął.
- Daniela. Patrz, jaki jest słodki. Zadzwoń do mnie – rzuciła, nim pociągnął ją za sobą.
- Masz Erosa, a chcesz jeszcze jednego? – Słyszałem ostatek ich rozmowy.
- A Eros jest twoim synem?
- Tak!
- Myślałam, że Apolla. Albo Hermesa. A może to był…?
- To mój syn.
- Ale on strzela z łuku! Jako Apo! A pamiętasz jak Hefajstos przyłapał…
            Mimowolnie zaśmiałem się. Z Afrodytą można było spokojnie o wszystkim rozmawiać. Nie znała pojęcia „wstyd”. Dla niej wszystko było oczywiste, proste i normalne. Szczególnie sprawy związane z miłością.
            Wszedłem do sali i zagłębiłem się w tłum. Wiedziałem, że jeśli ojciec wróci, dostanę opieprz za migdalenie się z boginią, choć on sam sypiał z nią, nie zważając na to, że była żoną jego brata. Bogowie nie przestrzegali zasad i nie byli wierni. Jedynie Hera nigdy nie zdradziła Zeusa, a Atena nie myślała o miłości. Z biegiem czasu nawet Artemida uległa. Wskrzesiła na kilka dni Oriona. Miał to być rodzaj buntu wobec Apollina, który namówił ją, by go zabiła. Właściwie, kazał jej zabić „morskiego potwora”. Cała historia z Orionem skończyła się na tym, że Artemida urodziła Biankę.
            Wino drogiego wujka zaczęło krążyć w moim organizmie i niestety, zmusiło nogi do pójścia w stronę tańczącej Rydel. Nie trawiłem jej chłopaków. Byłem zazdrosny. Na dodatek Petera nie znosiłem od zawsze. Głosik w mojej głowie podpowiadał, bym stanął za blondynką i dał się ponieść muzyce. Więc, olewając Petera, podszedłem do dziewczyny. Nachyliłem się nad jej uchem i szepnąłem, że ślicznie wygląda. Onieśmielała mnie, a to było jedyne mądre zdanie, jakie byłem w stanie wypowiedzieć. Ku mojemu zaskoczeniu, którego starałem się nie okazywać, objęła mnie jedną ręką za kark i dalej kołysała się w rytm muzyki, przy okazji pozwalając swojemu chłopakowi na całowanie jej po szyi. Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem, a ja uśmiechnąłem się triumfalnie. Byłem blisko niej i nie zapowiadało się na to, by miała mnie poprosić o odejście.
 ~*~
 Witajcie, herosi!
Podzieliłam tę historię na części (po 5 rozdziałów, I think). Pierwsza jest raczej zwyczajna. Jakieś szipingi? XD
Kto odlicza ze mną dni do końca roku szkolnego i 5 sezonu Teen Wolf?
Ciekawostka:  Bohaterowie dziedziczą nazwiska po ziemskich rodzicach lub wybierają je sobie (np. Raquelle). Lynch to nazwisko Stormie. Liczy się ten ród, którego założycielem jest wyższy bóg. Dlatego Daniel nie jest z rodu ojca, tylko matki. Z Lynchami jest to samo.

Steve! Więcej loffków z Romanoff! Nieważne, że ratujesz świat!
Ekhm.
Co sądzicie o Danielu i Rydel?
xoxo
~Liv~

5 komentarzy:

  1. Daniel i Rydel? :o
    Nie wiem dlaczego, ale moje serduszko zakrwawiło ;-;
    Riker i Rocky w rurkach ;-;
    Nie wiem, czemu oni zawsze je muszą nosić ;c
    Chłopak w rurkach...
    Heh ;c
    Delly jako śnieżna pantera to mistrzostwo! :D
    Ross jako orzeł też :D
    A reszta? :o
    Daniel- wilkołak.
    Pasuje :P
    Jak żywioły, to albo ogień, albo wiatr :3
    Ostatecznie wszystkie xD
    (Kto Legendy Aanga nie oglądał, niech pierwszy rzuci kamień!)
    Rozdział wspaniały, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Steve i Romanoff?
      Mówię stanowcze NIE!
      Barton ma się rozwieść i z nią być!
      Kropka.

      Usuń
  2. Pierwszy rozdział i jestem pozytywnie zaskoczona :)
    Podoba mi się.
    Imiona Rydel i Daniel do siebie pasują (na moim blogu też mam takie połączenie :))
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Raniel?
    Delly i Daniell, hmm.
    Hmm.
    Hmm.
    Hmm.
    Tego się nie spodziewałam. Wogóle, muszę za to przyznać, że mi się podoba. Rydel wydaje się być tu taka, nie sztuczna. Dziewczęca, ale silna. Przynajmniej tak mi się wydaje, po przeczytaniu tego twojego dzieła i, bynajmniej nie mówię tego złośliwie. Daniel przyznał, że jest zazdrosny o Rydel, a Petera wogóle nie trawi, więc hmm, wydaje mi się, że będzie całkiem ciekawie jeśli Daniel zrobi Peterowi powtórkę z rozrywki, jaką było stłuczenie go na boisku :D Serio, wiesz teraz tak mi się wydaje, że znów zacznę bredzić tak jak przy pisaniu komentarza pod prologiem :D To ciekawe jak zwyczajnie, ale dobrze prezentuje się ten rozdział. Po prologu byłam ciekawa rozdziału pierwszego, ale teraz, dwa razy bardziej, chcę przeczytać rozdział drugi, ale będę musiała troszkę poczekać. Cóż, trudno się mówi, masz też swoje życie, jednak mam nadzieję, że nie umrę w tym oczekiwaniu xD Podoba mi się to jak przedstawiłaś ich przydział, wiesz te zwierzęta i wogóle. Ross - orzeł. Czy się dziwię? Absolutnie, to akurat można było przewidzieć, że będzie jakimś ptakiem :) Daniel - wilk, czyżby ktoś objawiał tu miłość do Teen Wolf? xD Ja też go strasznie lubiłam w TW, ale nie będę sie skupiać na serialu, bo nie chcesz tego czytać, oglądasz go i wiesz co i jak, chcesz opinii na temat swojego rozdziału. Myślę, że nic kreatywnego więcej nie wymyślę, także trzymaj się i do zobaczenia przy następnym rozdziale :) Pozdrawiam, ściskam i życzę weny <3 ^-^
    Tin xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże..
    Głębokie, ciekawe, zadowalające wenętrznie.
    Ross- orzeł, idealnie.
    Daniel - wilk, zadowalająco.
    Rydel - pantera, idealnie.
    A reszta? Ciekawość powoli wysysa życie z mojego ciała.
    Pozdrawiam. ~~invisible~~

    OdpowiedzUsuń