Lawirowaliśmy wśród sklepowych półek dobre trzy
godziny, a ja wciąż nie znalazłam odpowiedniej sukienki. Za to wypatrzyłam
kilka par spodni, które podawałam Rikerowi, a ten natychmiast odwieszał je na
miejsce. W zamian wciskał mi spódniczki.
- Kup spódniczkę, kup spódniczkę, kup spódniczkę.
– Chodził za mną krok w krok i wciąż to powtarzał.
- Dawaj! – Wyrwałam mu ubranie z ręki i weszłam do
przymierzalni.
Choć go nie widziałam, wiedziałam, że uśmiecha się
dumny z siebie. Wciągnęłam niebieską spódniczkę przed kolano i pokazałam się
chłopakowi. Leżała jak ulał, była w moim rozmiarze. Tylko skąd Riker znał mój
rozmiar? Raczej nie patrzył na metki.
- Koniecznie musisz ją kupić.
- Nie. Tylko przymierzyłam.
- Jasne – szepnął bardziej do siebie, ale i tak to
usłyszałam.
Skończyło się na tym, że to on zapłacił za
spódniczkę, kładąc ją pod swoimi rzeczami tak, bym jej nie widziała. Kiedy się
zorientowałam, było za późno. Oczywiście, można ją było oddać, ale blondyn
chwycił mnie za nadgarstek i wyciągnął ze sklepu nim zdążyłam narobić
pracownikom kłopotu. Po drodze uśmiechał się uśmiechem numer dwadzieścia osiem:
„Nic się nie stało. To tylko wygląda tak, jakbym znęcał się nad młodszą od
siebie dziewczyną, która może uchodzić za moją siostrę, choć wcale nie jesteśmy
podobni, i nie oznacza to przemocy w rodzinie”. A mnie obdarzył uśmiechem
piętnastym: „Wybacz, musiałem to zrobić dla twojego dobra”.
Weszliśmy już do ostatniego sklepu. Nie miałam
ochoty na dalsze zakupy. Nigdy za nimi nie przepadałam. A co tu mówić o
sukienkach, które zakładałam tylko podczas Świąt Bożego Narodzenia? Codziennie
chodziłam w spódniczce do szkoły i nie byłam z tego faktu zadowolona.
Los się nade mną ulitował. Znalazłam idealną
sukienkę. Była prosta, bez żadnych pasków czy klamerek, nieco rozłożysta u
dołu. Chwyciłam czarną i odwróciłam się, żeby pobiec do przymierzalni.
Oczywiście, wpadłam na Rikera.
- Ta nie.
- Czemu?
- Bo jest czarna. Ale mam dla ciebie dobrą
wiadomość. Oto taka sama, tylko że niebieska.
- Nie ch… - Położył mi palec na ustach.
- Zapewniam cię, że niebieska będzie wspaniale kontrastować
z twoimi ognistymi włosami, odrobinę przygasi ich blask i podkreśli twoje
cudne, niebieskie oczy.
Koniec końców wyszłam ze sklepu z niebieską
sukienką.
- Milczysz. Dlaczego milczysz? Mów coś, bo dziwnie
się czuję, kiedy nic nie mówisz. Włączyć muzykę? Może ci za gorąco? Może ty mi
tu mdlejesz?! Sarah! Nie opuszczaj mnie! Jeszcze nie teraz, jesteś za młoda i
ja też jestem za młody, żebyś mdlała! Sarah!
Jedną ręką pewnie trzymał kierownicę, zaś drugą
potrząsał mną.
- Żyję! Po prostu jestem zmęczona, chce mi się
spać.
- Spoko, śpij. Ale nie gwarantuję, że bezpiecznie
dowiozę cię do domu. Zawsze możesz obudzić się w lesie… Sama… Lub ze mną obok…
Właściwie to byłoby fajne. Kolorowych snów.
- Dzięki. Teraz już na pewno nie zasnę.
- Widzisz? Potrafię być bardzo przekonujący. Co
tam w szkole? Jestem starszy i czuję się zobowiązany do zadania tego pytania,
więc tak na mnie nie patrz.
Dosłownie każdy zadawał mi to pytanie, a ja
każdego piorunowałam wzrokiem. Nie lubiłam mówić o szkole.
- Powiedz mi, Sarah, miałaś wypadek, w wyniku
którego straciłaś pamięć? – zapytał całkiem poważnym tonem.
- Nie przypominam sobie. – Zamrugałam powiekami,
zaskoczona tym pytaniem.
- Czyli miałaś.
- Co?
- Nie pamiętasz tego, więc miałaś taki wypadek i
straciłaś pamięć. – Pokiwał głową, jakby właśnie doszedł do niesamowitego
wniosku.
- Dlaczego pozwoliłam ci wypić kawę? –
westchnęłam.
- Skąd wiesz, że nie mogę kawy?
Spanikowałam. To był fakt znany w rodzinie. Rik ma
przydzieloną jedną kawę dziennie, dwie w dniu koncertu, a Ross nie może
czekolady.
- Eee… - bąknęłam. – Pamiętasz jak kiedyś zacząłem
wypisywać jakieś głupotki na Twitterze? Co minutę coś pisałeś. W jednym z
tweetów napisałeś, że wypiłeś siedem kaw i masz przez to dużo energii. Więc
wywnioskowałam, że chyba nie pozwalają ci pić dużo kawy.
Dzięki ci Twitterze. A mama mówiła, że nigdy nie
uratuje mi życia.
Riker patrzył prosto na drogę. Był zamyślony i to
nawet bardzo.
- Co robisz w następną sobotę? – odezwał się w
końcu.
- Prawdopodobnie będę siedzieć w domu. A co?
- Może… - Przeczesał grzywkę. – Może poszlibyśmy
na spacer? Minęło kilka lat odkąd się wyprowadziliśmy. Chciałbym sobie
przypomnieć to miejsce.
- Nie ma problemu.
Czy mój przyjaciel z dzieciństwa, który nie
pamięta o naszej przyjaźni, właśnie zaprosił mnie na randkę? Nie. Na spacer po
okolicy. Masz robić za przewodnika po Littleton.
Moje wewnętrzne ja dyskutowało z sobą samym.
Gdy ja, tępo gapiłam się na drogę, blondyn
wyciągnął swój telefon i podał mi go.
- Zadzwoń do Rocky’ego, żeby wyszedł pomóc mi z zakupami.
- Po co? Ja ci mogę pomóc – zaoferowałam się z
uśmiechem.
- Dlatego że boisz się zadzwonić do mojego brata,
czy dlatego że chcesz spędzić ze mną więcej czasu? – Wyszczerzył się, zapewne
licząc na drugą opcję.
- A może i jedno, i drugie?
- Bardzo zadowala mnie taka odpowiedź.
Podjechaliśmy pod dom Lynchów. Nim odpięłam pas,
chłopak już otwierał mi drzwi i wyciągał dłoń, by pomóc przy wysiadaniu.
- Milady – ukłonił się lekko, kiedy podałam mu
dłoń, nawiasem mówiąc, drżącą dłoń.
- Dziękuję, Wasza Królewska Mość. – Choć starałam
się być poważna, zachichotałam. – Pragnę towarzyszyć panu w drodze do pałacu
Waszej Mości. Czy mogę?
- Naturalne, Milady Miller. Zawsze jest pani mile
widziana w moich skromnych progach. – Szliśmy pod rękę. – Służba! – zawołał,
gdy znaleźliśmy się w hallu. Nadbiegł Ellington. – Proszę zabrać od Milady
płaszcz.
- Nie wiem, jak wyglądała wasza wycieczka, ale
jeśli pojechaliście do jakieś meliny, żeby się czegoś nawdychać, to następnym
razem jadę z wami – oświadczył szatyn i odmaszerował do salonu.
Rolę służącego zdejmującego płaszcz przejął Riker.
W salonie zebrała się cała rodzinka włącznie z Savannah. Siedziała na kolanach
swojego chłopaka, opierając głowę na jego ramieniu, a cudowne czarne włosy
rozsypane były wszędzie. Savannah była prześliczną, młodą piosenkarką.
Zazdrościłam jej karnacji, ust, ale przede wszystkim właśnie lśniących,
długich, czarnych włosów, które opadały falami.
- Chyba nie miałyśmy okazji się poznać. Savannah.
– Podeszła do mnie i przyjaźnie wyciągnęła dłoń.
- Sarah. – Odwzajemniłam gest.
- Ze mną też się oficjalnie nie zapoznałaś.
Ellington. – Szatyn zamiast podać mi dłoń, jak to robią cywilizowani ludzie,
podniósł mnie do góry i przytulił tak mocno, że zabrakło mi tchu.
- Miło mi – wysapałam po uwolnieniu się z jego
ramion.
Chłopak wrócił na swoje miejsce na sofie przy
Rydel. Savannah pociągnęła mnie i usadziła w drugim fotelu. Wydawała się nieco
apodyktyczna. Widać, że lubiła sprawować kontrolę.
Rik i Rocky wyszli, aby przynieść torby z
zakupami.
- Sarah, planujemy herbatkowe przyjęcie u Rydel. –
Sav patrzyła na mnie. – Nie ma Alex i pani Ratliff, ale może ty chciałabyś się
dołączyć? Będziemy my, czyli ja i Rydel, pani Stormie oraz Lori. Jedyny warunek
to sukienka.
- I bycie dziewczyną – fuknął RyRy.
- Wymyślcie sobie coś innego niż herbatkowe
przyjęcie. – Wytknęła mu język. – To jak, Sarah? Potem będzie zwyczajny babski
wieczór.
- Brzmi świetnie. – Pokiwałam głową. – Mogę zabrać
przyjaciółkę?
- No pewnie! – wykrzyknęła Rydel. – Im nas więcej
tym lepiej! Jak ma na imię?
- Alice – odparłam. – Potrafi być równie szalona,
co wy.
- Takich ludzi nam potrzeba. – Delly zanotowała
coś w różowym zeszycie z Hello Kitty. – Patrz, Ross, samolot leci – rzuciła od
niechcenia.
- Gdzie?! - Do tej pory milczący i siedzący bez
ruchu Ross, zerwał się z miejsca i wyglądał przez okno. - Nie ma tam samolotu.
- Wiem. Chciałam, żebyś się ocknął. Wyglądałeś
upiornie.
- Ostatnio ciągle tak wygląda – przyznała
czarnowłosa. – Ja nadal obstawiam, że daje sobie w żyłę albo się tnie. Te problemy
nastolatków… Au! – Blondyn rzucił w nią poduszką. – Ryland, on mnie bije!
- Ross, ostrzegam cię. – Najmłodszy zwęził oczy i
mordował brata wzrokiem. – Nie krzywdzi się mojej dziewczyny.
Savannah odgarnęła włosy i nachyliła się nad szatynem,
aby złożyć na jego ustach długi pocałunek.
Czy Wy też czujecie tą dziwną niemoc w pisaniu?
Przyznaję się - zgubiłam rozpiskę rozdziałów. Kompletnie nie pamiętam, co miało być w tym rozdziale, ale na pewno nie to, co jest. Wybaczcie.
Pracuję nad pewną rzeczą. Prawda, Aleksandro? XD Pochłania mnie ona bez końca, ale to przyjemność. Męczę się, pisząc Friendship. Bardzo dziękuję Zwariowanej Alex za ten motywujący komentarz :*
xoxo
~Liv~
Niemoc w pisaniu? - Nie zauważyłam :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo sympatyczny, spokojny.
Herbatkowe przyjęcie :) Tez bym chętnie poszła.
Pozdrawiam i czekam na next.
Oj tak ^^
OdpowiedzUsuńPracujesz nad cudowną rzeczą ^^
Ale wiesz co?
Ten rozdział wcale źle nie wyszedł ;)
Wręcz przeciwnie :)
Był taki lekki do czytania :)
I bardzo zabawny ^^
I Savannah! *.*
W jednym miejscu masz błąd, bo zamiast "zacząłeś" napisałaś "zacząłem", ale to jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić :)
Riker, jak widzę, kombinuje xD
Wypadek z utratą pamięci xD
Jakoś sobie musi to tłumaczyć...
Rozdział był przyjemny :)
Nie widać, ze się męczyłaś pusząc go :)
<5
Lex
Zgubiłaś rozpiskę...hmmm spontaniczne rozdziały i tak i tak wychodzą ci rewelacyjnie, więc takie rzeczy niezbyt byłyby dla ciebie przydatne.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie tylko ja szczerzyłam się do monitora bądź ekranu w niektórych momentach ;D
Riker...biedny, ale o jego zachowanie nie warto obarczać kawy...pfff...
Tak, tak, a teraz powtórzę słowa z poprzednich komentarzy:
Rozdział był spokojny (?) nie tego bym nie powiedziała, bo zbyt spokojnie go nie czytałam...wiesz...te emocje XD
Ale był lekki i to very, very dobrze because nie mam pojęcia dlaczego, ale gdy rozdziały są ciężkie, to mój mozg nie wyrabia XD
Normalnie wtedy nie mam pojęcia na czym się skupić, jak na matmie ;D
Więc lekkim, zabawnym rozdziałom mówię zdecydowanie T A K.
Niby się męczysz?
Przynajmniej masz świadomość swojej ciężkiej, bardzo efektywnej pracy...i nie waż mi się never, ale to never usuwac tego bloga.
Okey?
No, chyba się zrozumiałyśmy XD
Podsumowując: Rozdział spontaniczny, zajebisty i w ogóle brak mi słów ��
-Leniwa, Zwariowana Alex, której nie chce się logować ;*
Jestem pewna, że z tą amnezją chodziło Riker'owi o to, że go nie pamięta ^^ :D Może nie pewna, a pełna nadziei :P
OdpowiedzUsuńRiker taki kochany <3 I uparty :P Ale sry bardzo, oni nie mogą być razem. Ross, ty głupia blondynko, przypomnij sobie Sarah! Ale on chyba pamięta ją, a wszyscy grają w jakieś durne gierki xd Dziwwwneeee...
Życzę weny :)))))
Riker! Czego się nawdychałeś?! xD
OdpowiedzUsuńZ tą amnezją... czy tu był jakiś ukryty przekaz?! xD
A może,trzeba Riker'a grzmotnąc żeby sobie przypomniał? Mam do pożyczenia cholernie twarde piłki do ręcznej! Wiem,że boli jak się dostanie. Własne doświadczenie xD KOCHAM RĘCZNĄ! ♥♥♥♥♥
Rozdział wspaniały!
Czekam na następny!
Zapraszam na rozdział 11! :D Florence ma cichego wielbiciela! xD
http://in-texas-story.blogspot.com
O jejusiu :D Zajebiaszczy blog . Euforia po całości :D
OdpowiedzUsuńNie mogę się naczytać, kiedy kolejny rodział?
Pozdrowionka ;*
... WE TOOK IN MEXICOOOOOO a:OOOO zachciało mi sie śpiewać. Dawno nie słyszałam Pass Me By. :D
OdpowiedzUsuńRik, amnezja, podtekst?
Jak on nie może pamietać Sarah?! :O
Takie question: dlaczego wybrałaś imię Sarah dla bohaterki? ;)
Rossdział wspaniały! Jaka niemoc?! Niemoc to u mnie na OLD xD
Dawaj nexta dają next dawaj next dawaj next
Pozdrawiam Xoxo ❤️
Ps. Chamska reklama-> zapraszam na rozdział lovemelikethat-r5.blogspot.com duża podpowiedz co do -N :| :D