poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 10





#Jace
            Chłopaki wszystko mi powiedzieli. Opowiedzieli ze szczegółami każdą podróż. Szczególnie zainteresowała mnie ta do Marii Stuart. Nie ze względu na samą Marię. Nie. Mnie interesowała Daenerys. Rocky twierdził, że miała znajomy głos i oczy. Uczono mnie, że bogowie mogą zmieniać postacie, ale oczy zawsze pozostają takie same. Daenerys była wyrocznią – tak mi powiedziano, ale nie bardzo w to wierzyłem. Zgarnąłem Daniela i Rocky’ego do biblioteki. Wyciągnęliśmy wszystkie możliwe spisy bogów, wyroczni, istot nadprzyrodzonych, pamiętniki, kroniki. Przerzucaliśmy kartki godzinami, szukając ilustracji Daenerys lub informacji o niej.
            - Daniel, nie zasypiaj!
            - Jace, minął tydzień. Przez cały ten czas zrywaliśmy się z lekcji i siedzieliśmy tu. Szukamy i szukamy, ale nadal nic nie znaleźliśmy. Zresztą, po co my to robimy? Daenerys już na pewno nie żyje, a wydaje nam się znajoma, bo pewnie ma potomków.
            - Ona nie ma potomków… – powiedziałem. Bingo! Znalazłem coś o Daenerys. Była o niej tylko jedna strona, gdzie o innych były całe rozdziały.  - Daenerys zrodzona w burzy, niespalona, z rodu Targaryenów – zacząłem czytać – matka smoków…
            Popatrzyliśmy na siebie. Podbiegli do mnie i przywarli do ramion, wpatrując się w podobiznę dziewczyny. Ja czytałem dalej:
            - Nikt nie wie, kiedy się narodziła. Odebrała moc władania smokami Enyaliosowi Zabójcy, za co postanowił strącić ją do Tartaru. Skutecznie ukryła się przed nim i nie wychylała przez wiele stuleci. Przywrócić jej można prawowitą twarz wymawiając „*dracarys”. Podawała się za wyrocznię i najprawdopodobniej nią była. Właściwie Daenerys była nieśmiertelną boginią podrzuconą Targaryenom. Nie ma żadnych informacji na temat jej rodziców, choć biały kolor włosów wskazywałby na pokrewieństwo z *Latoną. Jako dziecko uszła cało z pożaru, a odpowiednie osoby zaczęły się zastanawiać nad jej przeznaczeniem. Kiedy nadała imię smokowi i dosiadła go, zrozumiano, kim była. Zapowiadaną przez najstarsze wyrocznie Srebrną Strzałą, Smoczym Jeźdźcem, Matką Smoków.
            - Która z dziewczyn mówiła, że urodziła się w burzową noc i została uratowana z pożaru? – zapytał Rocky, choć widziałem, że znał odpowiedź.
            - Serena…

#Riker
            Życie jest krótkie. Zbyt krótkie, by żyć w strachu przed wojną, zbyt krótkie, by je marnować. Tego dnia, a raczej wieczoru, postanowiłem niczym się nie przejmować. Pragnąłem tylko skupić się na mojej dziewczynie. Uśmiechnąłem się, uświadamiając sobie, że po raz pierwszy pomyślałem o niej w taki sposób. Prawdę powiedziawszy, chodziliśmy ze sobą od dawna. Zakochałem się w niej, gdy tylko ją zobaczyłem. Była niebieskooką blondynką o długich nogach, zgrabnej sylwetce, pięknym uśmiechu. Dodatkowo uwielbiałem ją za jej charakter. Potrafiła dobrze się bawić, a gdy trzeba było, była śmiertelnie poważna. Była idealną dziewczynę dla mnie. Dlatego postanowiłem przygotować dla niej coś specjalnego. Rozstawiłem świece w całym pokoju i zapaliłem je jednym ruchem ręki, na łożu rozsypałem płatki róż. Zadbałem też o schłodzonego szampana. Serena go uwielbiała.
            - Jak romantycznie – szepnęła.
            Podskoczyłem na dźwięk jej głosu. Skradała się jak prawdziwa gepardzica. Przyjrzałem jej się z zachwytem. Miała na sobie tylko zwiewną sukienkę w kolorze błękitnego nieba i naszyjnik z perłami, z którym nigdy się nie rozstawała. Była boso, ale i tak była niewiele niższa ode mnie.
            - Pięknie wyglądasz – skomplementowałem.
            - A ty jak zawsze jesteś sexy. – Odgarnęła grzywkę z moich oczu i delikatnie musnęła moje usta wargami.
            Z żalem przerwałem, ponieważ najpierw w planach był szampan. Nalałem nam do połowy lampek i podałem jej.
            - Za nas. I za pokój.
            Szkło uderzyło o siebie, przerywając ciszę, jaka nas otaczała.
            Następnie wszystko potoczyło się bardzo szybko. Właściwie ciężko przypomnieć sobie te wydarzenia ze szczegółami. Szczególnie mi jest ciężko.
            Znaleźliśmy się na łóżku. Sięgnąłem do jej szyi, chciałem zdjąć naszyjnik, aby się nie zaplątał w jej złociste włosy. Ogarnęło mnie dziwne uczucie chłodu. Spojrzałem na Serenę, aby upewnić się, czy też to czuje. Jej oczy zaszkliły się. Przez kilka sekund leżała nieruchomo.
            - One już tu są – wyszeptała. – Królowa nadchodzi, poskromi je.
            - Serena? – Potrząsnąłem nią delikatnie. – Co ty mówisz?
            - Uratuje nas.
            Po tych słowach jej oczy odzyskały kolor. Zasypałem ją pytaniami.
            - Widziałam czarne włosy. Ona wyglądała jak Scarlet. Trochę starsza i z czarnymi włosami – mówiła szybko. – To Kirke. Ona nam pomoże. Ale… Czarownice już tu są.
            Nie czekałem. Biegłem, przywołując zbroję z najtwardszego złota.

#Rocky
            Mimo wszystkich cholernych zabezpieczeń, o których nas zapewniali, wiedźmy przedarły się przez Bramę. Nic dziwnego. Zjednoczyły się, miały ogromną moc. Zdałem sobie sprawę, że nasze podróże w czasie nic nie dały. Nie dowiedzieliśmy się wcześniej, nie przygotowaliśmy do obrony. Wpadłem w największy wir uzbrojony w dwa miecze z poszarpanymi ostrzami. Riker już walczył. Nie żelazem. Przebijał je lodowymi soplami, dusił korzeniami, odcinał dopływ tlenu, palił. Najciekawsze jest to, że po raz pierwszy kierował wszystkim żywiołami jednocześnie.
            Gdzieś mignęło mi czerwone światło, tak charakterystyczne dla magii Scarlet. To była ona. Pomagała nam. Sprzeciwiła się swojemu rodowi, swojej rodzinie, matce, która przyszła po nią z odsieczą. Raquelle jako tako nie było. Czarna puma rozszarpywała gardła, łapy i pysk miała uwalane krwią. Daniel przywarł do mnie plecami.
            - Musimy oszczędzić ofiar w naszych szeregach. Riker mówi, że musimy je tu utrzymać do czasu przybycia Kirke. Rydel i Ellington są u Zeusa i próbują go przekonać, żeby nie używał piorunów, Zabójca wytacza pozostałości smoczego ognia. One też go mają, uważaj.
            - Gdzie nasz najlepszy wojownik? – odkrzyknąłem. W odpowiedzi Dan wskazał ręką w lewo. – O bogowie.
            Ryk ogromnego lwa rozrywał powietrze. Choć cielsko miał wielkie i ciężkie, poruszał się szybko i z precyzją. Jace nie żartował.
            - Za Olimp. – Usłyszałem Daniela, kiedy przebijał czarownicę mieczem.
            - Pieprzę Olimp! – ryknąłem. – Pieprzę bogów! Walczę za tych, których kocham!
            W odpowiedzi zaśmiał się szczerze. Skoczył do przodu, zostawiając mnie. Przesuwałem się w kierunku wejścia do miasta Olimp, chciałem, by wiedźmy zostały na dziedzińcu. Poczułem, że przewracam się, ale udało mi się utrzymać równowagę. Pod moimi nogami leżało ciało. Ciało dziewczyny, którą znałem. Na ten krótki moment zrobiło mi się przykro. A potem odszukałem wzrokiem Rossa, który walczył zaciekle. Przy nim była Courtney. Może nie będzie żałował, pomyślałem.
            Zalewały nas nowymi falami. Nie pomagał ogień, tworzyły barierę ochronną. Poczułem, że rodzi się we mnie strach. Poczucie, że jesteśmy na przegranej pozycji i Trójca będzie musiała ingerować. Gdyby Zeus posłał piorun, zginęliby też nasi, nie zważałby na ilość ofiar, ale na zwalczenie zagrożenia.
            Mój strach rozrósł się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłem jak kierują kulę ognia. To nie był zwykły ogień. Mienił się czerwienią, złotem i lodowym błękitem. Smoczy ogień. Kierowały go na Raquelle. Byłem zbyt daleko, by do niej dobiec. I… Ktoś mnie uprzedził.
            W momencie, kiedy kula ognia poszybowała wprost na nią, Riker rzucił się, by ją osłonić. Wytworzyłem ognisty mur wokół siebie i patrzyłem z przerażeniem na brata, który leciał do tyłu, uderzał o mur i zsuwał się po nim na ziemię. Zrobił to dla mnie. Wiedział, jak bardzo zależy mi na Raquelle, jak bardzo ją kocham. Uratował ją dla mnie.
            Czas zwolnił, a moje serce przyspieszyło. Ktoś krzyczał. Raquelle. Upadła na kolana, jej ciałem wstrząsnął płacz. Z całego ciała buchnęły nagle płomienie ognia. Niszczyły wszystko w promieniu kilku metrów. Ale nie ona była teraz najważniejsza. Odpychałem kogo trzeba i biegłem do Rikera. Padłem przy nim. Potrząsałem, krzyczałem, błagałem, żeby otworzył oczy. Serena robiła to samo. Daniel złapał mnie za ramiona. Nie pozwolił mi się załamać.
            - Zabiły ci brata. Pomścij go.
            Te dwa zdania wystarczyły, by w moich oczach zapłonął ogień. Rzuciłem miecze, zacisnąłem pięści i posłałem pierwszą falę morderczego ognia. Ich przerażone krzyki napawały mnie radością. Zabiję tyle, ile trzeba. Chwyciłem za gardło czarownicę, która utrzymywała kulę. Nie wiem, co mną kierowało. Niewyobrażalna wściekłość. W sekundę głowa czarownicy oderwała się od reszty ciała, które bezwładnie opadło na ziemię. Ja to zrobiłem. I co gorsza, nie żałowałem. Bo dla brata byłem gotów zrobić wszystko. Bo nie ma silniejszej miłości niż ta pomiędzy mną a nim.

#Daniel
            Wiedziałem, że Rocky stanie się maszyną do zabijania, kiedy go do tego popchnę. Ale to było lepsze niż patrzenie, jak histeryzuje przy ciele Rika. Teraz i ja walczyłem ze zwiększoną zaciekłością. Nikt, ale to nikt, nie będzie zabijał moich przyjaciół. Rozszarpywałem pazurami wiedźmy.
            Kątem oka patrzyłem, co dzieje się przy Rikerze. Musieliśmy chronić jego ciało, aby urządzić mu godny pogrzeb. Serena tuliła się do niego. Wiedziałem, że może wyczarować mur, a nawet więcej, bo to nie była Serena. Ale nie o tym myślałem, gdy do niej biegłem.
            - Dracarys! – Płakała, dławiła się łzami. – Riker, musisz się obudzić! Na chwilę! Dla mnie! – Odsunęła się od niego na moment. Zamknęła oczy, nabrała powietrza, po czym… Krzyknęła tak, że i w Tartarze ją usłyszeli. – Dracarys!
            Ziemia pod moimi stopami zadrżała. Wzmógł się wicher. Uświadomiłem sobie, że to jedyny dźwięk, jaki słyszę. Wszyscy przestali walczyć. Wpatrywali się w Serenę klęczącą przy bladym ciele Rikera. Bladym… Nie, ono nie było blade. Nabierało kolorów. Poczułem zalążek nadziei w sercu. Nie bezpodstawnie.
            Riker otworzył oczy. Lśniły jaśniej niż zwykle, miały kolor płynnej czekolady. I wtedy przypomniałem sobie…
            - A gdy czekolada w złoto się zmieni… - wyszeptałem.
            Oczy Rikera z brązowego zmieniły kolor na złoty, a on rósł. Był coraz większy, zbroja zaczęła pękać. Szyja zaczęła mu się wydłużać i pokrywać łuskami, to samo z rękami, palce zaopatrzyły się w ostre szpony, upadł, a z pleców, przez koszulkę, wybiły się skrzydła.
Zamarliśmy.
Zadrży cały Olimp. Świat w płomieniach stanie.
Z paszczy smoka wydobył się ryk, a następnie buchnął płomień smoczego ognia. Wielki łeb zwrócił się na nas. Czarownice zaczęły uciekać w popłochu, ale to go chyba tylko bardziej rozwścieczyło. Zionął na nie ogniem. Odskoczyłem przed płomieniem. W złotych ślepiach widziałem gniew. A w oczach Sereny przerażenie. Nagle podbiegł ojciec.
- Wiedziałem, że wrócą. – Uśmiechał się szczęśliwy.
Smok spojrzał na niego. Pamiętam, że Ares odepchnął mnie mocno w bok, aż przywaliłem głową w mur. Potem krzyknął:
- On nie wie, kim jest! Trzeba go ujarzmić.
W dłoniach pojawił mu się gruby złoty łańcuch, który zarzucił w stronę smoka. Ten zionął ogniem, a z nieba spadł złoty deszcz.
- Potrzebuję czasu, żeby poczuć jego imię! – Serena rozpaczliwie ocierała łzy.
Minuty, które spędziliśmy na nadaremnych próbach ujarzmienia bestii były koszmarem. Nigdy się tak nie bałem. Czarownice okazały się pestką w porównaniu z rozwścieczonym zwierzęciem. Traciłem nadzieję, że Serena to tak naprawdę Daenerys i zrobi cokolwiek jako Matka Smoków. Błędem było wątpienie w nią.
- Raegon!
Serena stała z rozwianymi włosami naprzeciw niego i wyciągała rękę. W złotych ślepiach odbijał się srebrzysty blask bijący od niej. Raegon pochylił się ku dziewczynie. Nie, to złe określenie. On się jej pokłonił.
- Dracarys, Raegon – powiedziała, tym razem łagodnie.
Smok uniósł łeb do góry i zionął ogniem.
A potem zaczął się zmniejszać. Oczy ponownie stały się brązowe. Riker upadł na ziemię, przy okazji marząc się krwią poległych. Drżał. Nie wiem, czy z przeżycia czy z zimna, bo nie miał na sobie zupełnie nic. Ares szybko narzucił na niego swoją płachtę i pomógł mu wstać.
- Pamiętasz coś?
Wydawało się, że nie słucha. Wpatrywał się w Serenę.
- Dracarys, Daenerys. – Musiałem spróbować, czy to zadziała.
Z włosów dziewczyny zszedł kolor, stały się białe, ona sama skurczyła się do metra sześćdziesięciu, rysy twarz stały się delikatniejsze, odmłodniała.
Ares patrzył na nią, kręcą głową z niedowierzania.
- Mówiłam, że się ukryję, a ty nie będziesz wiedział, że to ja. Zawsze byłam blisko. Możecie mnie już nienawidzić. Jestem Daenerys, bogini smoków, córka Aresa i Artemidy.
- Co?!
Teraz zdałem sobie sprawę, że otaczają nas wszyscy bogowie, w tym Apollo.
- Dawno i nieprawda – odparł ojciec.
- Chyba jednak prawda! Artemido?! – Patrzył na bliźniaczkę pytającym wzrokiem.
- To było przed Orionem – wyznała skruszona. – Nie byłam święta, zgadza się. – Podeszła do Daenerys i przytuliła ją. – Teraz już będziemy żyć normalnie.

#Raquelle
            Pan Cieni zastawił drogę czarownicom, by zatrzymać je na Olimpie. Były sparaliżowane strachem. W dawnych czasach bały się smoków, ale miały też więcej mocy, więc mogły z nimi walczyć. Teraz to by im się nie udało.
            Spełniła się przepowiednia Parvati. Ktoś przeze mną zginął; ale zapomniała wspomnieć, że on wróci. W tamtym momencie byłam na siebie wściekła. Pragnęłam tylko krzyczeć, a okazało się, że przez swój gniew wyzwoliłam drzemiący we mnie ogień.
            Pobiegłam odszukać Rydel i opowiedzieć jej o wszystkim. Bez sensu, ponieważ widziała przemianę brata przez pałacowe okno. Wszyscy ją widzieli. Wróciłyśmy na dziedziniec w momencie, kiedy wylądował na nim czarny kruk i przybrał postać kobiety. Kirke.
            Z początku była wściekła. Krzyczała na swoje potomkinie. Głównie chodziło o to, że posłuchały Morgany bez konsultacji z nią. Prawiła im kazanie na temat historii, wspólnych korzeni z bogami i zabijaniu niewinnych herosów. Wytłumaczyła, że ukryła się na wyspie, bo nie chciała zostać odnaleziona i wcale nie jest jej tam tak źle. Chciała odciąć głowę Morganie na oczach wszystkich. Ostatecznie rozmyśliła się i oddała ją Hadesowi, aby wymyślił jej stosowną do czynów karę. Morgana była jej rodzoną siostrą, wychowywała jej córkę, którą przedstawiała, jako swoją. Dlatego Scarlet była tak do niej podobna. Rozmawiała z Zeusem, przeprosiła za winy czarownic i wybłagała pozwolenie na zabranie ich ze sobą na wyspę. Zgodził się. W jednej chwili otoczyła je czarna mgła. Wyparowały. Wszystkie, oprócz Scarlet. Było to zaskoczenie dla niej samej. Przyglądała się swoim dłoniom, a kiedy dotarło do niej, że Kirke pozwoliła jej żyć normalnie, uśmiechnęła się szeroko. Podbiegła do Jace’a i wtuliła się w niego mocno. Rocky mi mówił, że podejrzewa, że ktoś odwiedza Scarlet regularnie. A kiedy Jace udał się do niej po kostium stało się jasne, że coś pomiędzy nimi jest. Potem wyjaśnił nam, że znali się zanim opuścił naszą galaktykę. Nigdy do końca nie zerwali, ale też nie liczyli na jego powrót.


            Zostaliśmy wezwani na dywanik, to jest przed oblicze boga bogów. Niektórzy z nas władali dwoma żywiołami, niektórzy w ogóle władali żywiołami, co było im zabronione, niektórzy okazali się boginiami. Staliśmy w równym rządku, oczekując na cokolwiek. Raczej spodziewaliśmy się ostrego opieprzu, kary, śmierci. Ale Zeus patrzył tylko na nas. W końcu westchnął.
            - Za swoją odwagę, działanie przeciw rozlewowi krwi, poświęcenie, możecie prosić, o co chcecie, a ja spełnię jedno życzenie każdego z was – oznajmił.
            Było tak wiele marzeń do spełnienia. Najbardziej kusząca była nieśmiertelność. Podczas, gdy ja musiałam się zastanawiać, Riker tego nie robił. Podniósł głowę, odrzucając grzywkę, i powiedział:
            - Chcę wrócić na ziemię.
            - Ja też. – Rydel wysunęła się do przodu.
            - Ja też – dorzucił Ellington.
            - I ja. – Ross przysunął się do siostry.
            - Ja chcę tam po prostu żyć. Nie zrzeknę się władzy nad smokami, ale kiedy przyjdzie czas, oddam swoją nieśmiertelność lub podzielę się nią. – Spojrzała znacząco na Rikera, który ujął jej drobną dłoń, uśmiechając się delikatnie.
            - My też wracamy do domu. – Daniel i Jace wysunęli się na przód.
            Zostałam ja i Rocky. Dopiero teraz zauważyłam, że cały czas bacznie mnie obserwuje. Zrozumiałam. Nie chciał schodzić na ziemię beze mnie. On też zrozumiał, jaką decyzję podjęłam. Wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam ją szybko i mocno, jakby bojąc się, że jeszcze mnie tu zostawi.
            - Dobrze, zgadzam się. Możecie wrócić na ziemię. – Obrzucił nas dobrym, ojcowskim spojrzeniem. - Zabierzcie ze sobą rodziców – to kierował do Lynchów – i Courtney. - Ukradkiem zerknęłam na Rossa. Po jego minie wywnioskowałam, że wie, co się stało z Laurą. – A ty Scarlet. – Wskazał na Jace’a.
            Pokłoniliśmy się przed obliczem Najwyższych, spodziewając się, że widzimy ich ostatni raz. Owiała nas srebrzysta mgiełka, zaczęliśmy się rozmywać. Przywarłam jeszcze mocniej do Rocky’ego, który objął mnie czule ramieniem i pocałował w czoło.
            - Wracamy do domu – szepnął.





* Dracarys - smoczy ogień.
* Latona - matka Apolla i Artemidy.
~*~
Herosi!
Generalnie sytuacja jest taka: Zwierzęciem Rikera jest smok. Serena to tak naprawdę Daenerys (*macha* Anulka się domyśliła), Scarlet to dziewczyna Jace'a, Laura nie żyje, Kirke zabrała czarownice, żeby już nikomu nic nie zrobiły, Raq ma dwa żywioły. Szyscy wracają na ziemię, żeby tam żyć w miarę normalnie. C: To, co jest w tym rozdziale miało być rozłożone na 5 i dokładnie opisane, ale myślę, że te 3 osoby, które czytają, wybaczą mi niestaranność.
Ciekawostka: Imię Raegon to połączenie imion dwóch smoków Daenerys (Gra o Tron). Na gifku Drogon (a przynajmniej tak mi się wydaje).
To wszystko. Czekajcie na epilog.
Na Always notka - KLIK.
xoxo
~Liv~ 

1 komentarz:

  1. PRZEEEPRASZAM, że mnie tak dawno nie było. Miałam wpaść wcześniej, ale byłam 2 tygodnie w Grecji, a potem jakiś obóz i jakoś tak się odłożyło na później, ale jestem. :D
    W końcu przeczytałam do końca Friendship i nie wiedziałam czy komentowac czy nie, bo jak zwykle ja ogarniam wszystko na koncu. Poza tym wszyscy pozakladali jakies nowe blogi i totalnie juz sie pogubilam. ;D
    Demigods. Dzisiaj przeczytalam od poczatku do konca. Zazwyczaj czytam tylko blogi o tematyce... Hmmm... Realnej (?). [Nie wiem jak to napisac inaczaj, lmao XD]. Ale masz taki talent, ze twoje blogi przyciągają na maksa. Wiem, ze moj komentarz jest bez ladu i skladu, ale dzisiaj woglle nie spalam, wiec mam nadzieje, ze wybaczysz mi wszystkie bledy. (:
    'Pieprze Olimp, Pieprze bogow,walcze za tych, ktorych kocham'. Dlaczego Rocky zawsze musi bys taki... OMFG *_* ♥ ♥
    'To wszystko, czekajcie na epilog'. Ja pieprze, no jak zwykle wszystko przegapiam -.-
    A więc, czekam na Epilog, Kochana ♥
    xoxo

    OdpowiedzUsuń